Forum  Córy Ciemności Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Niekończąca się historia...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Córy Ciemności Strona Główna -> Nasze opowiadania / Nasze wspólne opowiadania
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Sob 18:59, 12 Lut 2011    Temat postu: Niekończąca się historia...

To jest to co udało się nam napisać ;D Trochę tego jest ^^

Dziewczyna wyszła ze sklepu i czuła się obserwowana ,ale zachowywała spokój. Szła dalej nie podnosząc głowy do góry i wtedy zobaczyła go. Chłopak prosto patrzył w jej oczy.Uśmiechnęła się do siebie ale czuła ogarniający spokój, gdy wpatrzyła się w jego oczy. Nigdy czegoś takiego nie czuła.
Chłopak nie odwracał od niej wzroku, a ona sięgnęła do kieszeni po to, żeby zobaczyć która godzina.Podniosła wzrok a chłopaka już nie było,na dodatek była spóźniona i dostanie karę od matki przyrodniej siostry wujka swojego kuzyna, która jest wredna. Pędziła do domu, ale wtedy zobaczyła w lesie chłopaka, którego spotkała wcześniej i to było jak wystrzał, na jej widok doznał szoku.
Zostali tylko we dwoje,nie było nikogo wokół.
Nie mógł odciągnąć wzroku od jej oczu i ust.
Niemalże czuł jej zapach i słyszał stabilny puls. I wtedy ona się opamiętała i uciekła. Uciekała ile tylko sił w nogach, a chłopak został i zachowywał spokój, ponieważ wiedział że tak będzie.Dziewczyna dobiegła do domu i szybko wbiegła do domu, weszła do pokoju i zatrzasnęła za sobą drzwi, a wtedy usłyszała krzyk matki przyrodniej siostry wujka swojego kuzyna, który nakazywał jej zejść na dół. Wstała niechętnie i otworzyła drzwi lecz ktoś złapał ją za rękę. Odwróciła się i zobaczyła nieziemskie oczy jakiegoś chłopaka aż dostała dreszczy, ciotka dalej się darła.A on patrzył na mnie, pełnym podziwu spojrzeniem po czym powiedział.
- Pamiętasz mnie?
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy i pokręciła przecząco głową, chociaż widziała go wcześniej i pamiętała te piękne oczy.
- Jak masz na imię? - zapytał chłopak.
- Annabelle - odpowiedziała i wtedy do jej domu wtargnęła mroczna siła.Wiatr powiewał jej włosy.Annabelle była skupiona na jego twarzy.
- Kim jesteś? - szepnęła przerażona.
- Jestem James. - odpowiedział.
Annabelle zastanawiała się jak on wszedł do jej pokoju... Właśnie wtedy do pokoju weszła ciotka, wrzeszcząc na nią.
- Młoda damo co ty se wyobrażasz - krzyknęła.
Annabelle pomyślała, że chodzi jej o Jamesa, ale nie było go w pokoju.
Obejrzała się jeszcze raz aby się upewnić.
- Przepraszam Daniell - podała jej rękę.
Ale ta nie zwróciła uwagi i powiedziała.
- Jutro posprzątasz cały dom.
Dziewczyna kiwnęła głową , a Daniell odeszła.
Stanęła przed oknem zastanawiając się gdzie on się podział.
- Szukasz czegoś - zapytał.
- Ale jak? - zapytała.
- Magia - odpowiedział.
Próbowała pojąć tę aluzję ,ale nic jej na myśl nie przychodziło.
- Kim jesteś Jamesie? - zapytała. - Czemu mnie śledzisz? Chcesz mnie zabić?
Uśmiechnął się łobuzersko co przyprawiło Annabelle o dreszcze. Serce dziewczyny stanęło na chwilę.
- Jeszcze nie - odpowiedział. - Ale wkrótce to się stanie.
Położył dłoń na jej policzku.
Czuła zimno bijące od jego ciała, czuła jak świat zaczyna wirować.
- Nie możesz mnie zabić - powiedziała
- A to dlaczego? - zapytał
- Ktoś Ci kazał mnie zabić...-zastanowiła się -Daniell.
Daniell chciała majątek po jej rodzicach, a Annabelle nie dała za wygraną.
- Ona?! Myślisz ,że mogłaby chcieć cię zabić?
Annabelle nieczuła już strachu tylko ogarniającą ją wściekłość.
- Powiesz mi kim w końcu kim jesteś?! - warknęła zniecierpliwiona.
Zbliżył usta do jej ucha. Poczuła jego oddech na swojej skórze. I powiedział:
-Dowiesz się w swoim czasie.
- Czyli kiedy? - spytała Annabelle.
Ale jego już nie było w pokoju. Przez cały czas myśli kim może być James, lecz wszystko na marne .
- Co to mogło znaczyć "Dowiesz się w swoim czasie" - pomyślała.
Wzięła prysznic i położyła się spać. Śnił jej się James.
- Hmmm... - Annabelle usłyszała za sobą czyiś głos. Odwróciła się i zobaczyła tajemniczego chłopaka.
- Co? - zapytała dziewczyna zła, że James męczy ją nawet w snach.
- Większość ludzi - zaczął - żyje w świetle. Tobie jednak na każdym kroku towarzyszy cień. Niezwykłe.
Spojrzała na swoje ciało, ale nie zauważyła cieni wokół siebie.
-Hahaha... Ludzie są czasami tacy zabawni - zaśmiał się szyderczo.
- Zamknij się, pajacu - warknęła.
- Wiesz, że nie powinnaś nazywać obcych ludzi pajacem? - spojrzał na nią z ukosa
-Będę robić to co będę chciała !-wrzasnęła-I tobie nic do tego.
Odwróciła się ,i postąpiła krok na przód gdy...
nagle złapał ją za przegub.
- Nie możesz odejść puki ci nie pozwolę! - warknął James.
Prychnęła.
- Niby czemu? - zapytała ostro.
- Bo to jest mój sen - burknął.
- Rozumiem. Potrafisz wszystko i wiesz wszystko o wielki Jamesie. - Kopnęła go w brzuch. Ani drgnął.
-Nie możesz mnie skrzywdzić - powiedział. - A co do tych cieni-dodał-na serio cię otaczają.
- Może potrzebujesz okularów? - prychnęła.
- Ale ty jesteś zabawna - powiedział po czym dodał - Nie boisz się?
- Tak boję się tego psychola, który trzyma mnie za rękę.
- Chciałem po dobroci, ale skoro ty się wolisz naśmiewać - wzruszył ramionami.
Annabelle nie wiedziała co mu chodzi po głowie, wtedy zamknął oczy.
A ona pomyślała łatwy cel, lecz wtedy padła na ziemię i wrzeszczała z bólu.
A on stał i patrzył na nią z litością.
-Przestań!-krzyczała.
- Dlaczego? - zapytał ciekawy.
- Dupek! - wysyczała przez zęby.
Jason wzmocnił dawkę.
-Lepiej?
- A udław się! - krzyknęła i przewróciła się na drugi bok.
- Jasonie! - skarciła go dziewczyna.
- Za chwilę. - powiedział.
Ból zaczął ją opuszczać,tylko zesztywniały jej kończyny.
- Jasonie! - podniosła głos dziewczyna.
- Daj mi z nią porozmawiać Violetta.
- Dobrze. - Dziewczyna ruszyła.
- Mam do ciebie prośbę - wyznał.
- I niby dlaczego mam ci pomagać - Annabelle spojrzała na niego z wrogością, z nieogarniającym ją gniewem.
- Mam prośbę - podszedł do Annabelle i złapał ją za rękę.
- Odczep się! Wiesz co mam to gdzieś - wstała odpychając go od siebie.
- Może teraz nie chcesz mi pomóc, ale będę próbował.Widzimy się w twoich sanach - powiedział i zniknął.
Annabelle znalazła się w swoim pokoju, była cała spocona . Przerażona oglądała pokój dookoła ale nikogo tu nie było . Annabelle pomyślała , że musi rozwiązać ten problem nurtujący ją w snach .
Długo myślała lecz nie wymyśliła nic .
- Dobra, jutro będę sobie zawracać tym głowę . Tera muszę odpocząć przed następnym dniem . - Powiedziała i poszła spać .
Następnego dnia obudziła się wcześnie .Daniell nawrzeszczała na nią,i przez cały czas zawracała jej głowę.
- Jak posprzątasz, to pójdziesz zrobić zakupy - powiedziała.
- Chciałabyś-mruknęła Annabelle.
- Mówiłaś coś? - Daniell spojrzała na nią spode łba.
- Mówiłam czy coś jeszcze - usprawiedliwiała się Annabelle.
- Na razie to wszystko - powiedziała i odeszła.
Annabelle mówiła coś sobie pod nosem,lecz wtedy zobaczyła czarne eleganckie buty.
- James spadaj stąd! - powiedziała nie podnosząc głowy.
- Bo co? - zapytał.
- Jestem zajęta - pokazała mu mop.
Za chwilę zadzwonił telefon.
- Cześć Annabelle.
- Cześć Sandra.
- Możesz dzisiaj do mnie przyjść? - zapytała.
- Czekaj - powiedziała do słuchawki i krzyknęła. - Daniell dzisiaj będę u Sandry.
- Skończyłaś? - odkrzyknęła Dan.
- Daj mi 20 minut. - powiedziała.
Daniell nie odezwała się więc Annabelle uznała tą odpowiedź za twierdzącą.
- Mogę, to za 2godziny u ciebie. Pa - rozłączyła się.
James patrzył na nią z zaciekawieniem, gdy ta wirowała z mopem po kuchni zadowolona, że spędzi dzień z przyjaciółką.
- Zastanowiłaś się? - zapytał, gdy ona wycierała ręce.
- Może tak ,może nie-wzruszyła ramionami.
- Dlaczego jesteś taka szczęśliwa?-zapytał.
- Urwałeś się z księżyca - odpowiedziała.
- Nie - spojrzał na nią z ukosa.
- A masz przyjaciół? - zapytała.
- Nie są mi potrzebni - wzruszył ramionami.
- To nigdy nie doznasz szczęścia, w przyjaciołach jest siła - powiedziała Annabelle. - To jest nić, której się nie da rozerwać.
James patrzył zaciekawionym wzrokiem
- Może i masz rację.
- A po co ja w ogóle z tobą dyskutuję! - powiedziała. - Ja się muszę jakoś ubrać!
Ruszyła w stronę schodów.
- Zostań tu - mruknął James łapiąc ją za nadgarstek.
- Bo co? - warknęła Annabelle.
- Coś tam jest. Coś złego - szepnął.
- Przecież i tak chcesz mnie zabić więc co za różnica z czyjej ręki umrę? - zapytała.
Spojrzał jej w same średnice.
- Bo chciałbym cię zabić osobiście, ale na razie jesteś mi potrzebna.
- A jak ci nie pomogę?! - zapytała.
- Zobaczysz-wzruszył ramionami.
- A ja idę na spotkanie, więc zostaw mnie w spokoju - powiedziała łagodnie, wyrywając mu swój nadgarstek.
- Po moim trupie - powiedział James.
- Dobra to będziemy tu tak stać - powiedziała Annabelle.
- Całkiem możliwe - przytaknął.
Annabelle usiadła na trzecim schodku i patrzyła jak James ogląda dokładnie każdy jej ruch.
- Bo sobie pójdę - przemówiła po długiej ciszy.
- To ja pójdę z tobą. - popatrzył na nią.
- Chciałbyś - powiedziała.
- No to nie pójdziesz - odpowiedział.
- I jak ja mam cię przedstawić?
- Kombinuj - odparł.
- Czy można być bardziej wkurzającym niż ty? - zapytała Annabelle tracąc cierpliwość.
James zastanowił się.
- Nie, chyba nie - odparł.
- A co ty na to żebym przedstawiła cię jako mojego chłopaka? - zapytała.
- Mi to pasuje - zobaczyła nikły cień uśmiechu.
- Ale ty jesteś arogancki - walnęła go w ramię.
-Wiesz ,że nienawiść to pierwszy krok do miłości? - zapytał po czym wybuchnął śmiechem.
- Zabawne - mruknęła. - A skąd przyszło ci do głowy, że cię nienawidzę?
Zmieszał się.
- A nie nienawidzisz mnie? - zapytał.
Annabelle zamyśliła się.
- Nienawidzę -odparła.
Zaśmiał się wesoło.
- Super! Może coś z tego wyjdzie kochanie! - Nagle zrzedła mu mina. - Tylko szkoda, że muszę cię zabić.
- Nie zabijesz mnie - powiedziała z przekonaniem Annabelle.
-Skąd ten głupi pomysł?
- A kto powiedział,że jest głupi? - spojrzała na niego zaskoczona.
- No nikt - odpowiedział. - Ale to i tak nie jest odpowiedź na moje pytanie"Skąd ta pewność".
- Czego pewność? - zapytała wymijająco
- No ja z tobą nie wytrzymam! Dobra idziemy na górę - zaoponował.
- Ale tam jest to coś - obejrzała się przestraszona.
- Wejdę pierwszy - ruszył w stronę werandy.
Wchodzili po schodach Annabelle coraz nie pewniej stąpała po nich, coraz ciszej czekając na spotkanie z tym czymś. Weszli do jej pokoju i... nic. Wszystko było na swoim miejscu i nikogo w nim nie było.
- To jakiś głupi żart? - zapytała wściekła Annabelle.
- Nie - odpowiedział James. - Ktoś tu był.
- Czym ty jesteś? - zapytała.
- Kimś czystej krwi - odparł.
- A ja w takim razie kim jestem? - zapytała Annabelle wykorzystując resztki cierpliwości.
- W połowie tym czym ja. - James pociągnął ją za sobą i oboje usiedli na łóżku.
- A co ty jesteś? Wampir? - zapytała.
- Chciałabyś - wyszczerzył zęby w uśmiechu, który normalnie zwaliłby każdą dziewczynę z nóg - Strzelaj dalej.
- Skoro ja jestem w połowie tym, czym jesteś ty - zamyśliła się. - To znaczy, że nie możesz być żadną fantastyczną postacią - uśmiechnęła się z przekonaniem - bo ja jestem w stu procentach człowiekiem!
Chłopak wybuchnął śmiechem.
- Mało wiesz o świecie, oj mało.
- A ty jesteś wszystkowiedzący? - zapytała wściekła Annabelle.
- Na pewno wiem więcej niż ty-odparł. - Strzelaj dalej.
- Wilkołak, czarodziej, wredny człowiek! - wykrzyknęła z naciskiem na ostatnie słowa.
-Ja n-i-e j-e-s-t-e-m c-z-ł-o-w-i-e-k-i-e-m - przeliterował.
Annabelle wzięła parę głębokich wdechów by się uspokoić.
- Oczywiście. Mogę się o coś zapytać? - zapytała dziewczyna.
- Strzelaj-odpowiedział z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
- Czy kiedyś upadłeś na głowę? - zapytała słodko.
Na ułamek sekundy zrzedła mu mina.
- Nie przypominam sobie - stwierdził i usiadł na krześle na przeciwko niej tak, żeby móc obserwować jej zachowanie.
- Nic dziwnego, przy poważnych urazach głowy można stracić pamięć - zauważyła sceptycznie. Po chwili dodała: - Muszę cię jednak rozczarować, świrze. Skoro ja jestem w połowie tym, czym ty, a jestem z pewnością człowiekiem - nacisnęła na ostatnie słowo - to nie możesz być niczym innym, niż również człowiekiem.
- Jesteś pewna tego, co mówisz - zauważył spokojnie - a nie powinnaś.
- Twój upór jest zabawny w pewnym sensie - usiadła na łóżku twarzą do chłopaka i przyjrzała mu się. Jego ruchy wyrażały ogromną pewność siebie. W pewnym momencie to Annabelle zwątpiła w swoje racje.
- Porozmawiajmy o tym - rzucił i skrzyżował ręce.
- Ah. Problem w tym, że terapia przyda się tobie - powiedziała sarkastycznie - a tak się składa że dobry specjalista mieszka po drugiej strony ulicy. Chcesz dokładniejszy adres?
- Na boginię, kobieto ty jesteś nienormalna! - krzyknął.
- Na boginię? - zapytała.
- Naszą boginię - odparł.
-Wybacz, ale my mamy Boga, a nie boginię - zauważyła.
Wściekłość, która pojawiła się w oczach Jamesa była niewyobrażalna.
- JAK MOŻNA WIELBIĆ BOGA, KTÓRY TRAKTUJE KOBIETY JAK PRZEDMIOTY, KTÓRE WEDŁUG NIEGO MAJĄ TYLKO ZAPEWNIĆ PRZETRWANIE NASZYCH GATUNKÓW! - krzyknął. - MY MAMY BOGINIĘ BO ONA TRAKTUJE WSZYSTKICH JAK RÓWNY Z RÓWNYM!
- A to ja jestem nienormalna według ciebie - mruknęła Annabelle.
Uspokojenie się zajęło mu ułamek minuty. Takie gwałtowne zmiany nastroju nawet nie zaskakiwały dziewczyny, do pewnego stopnia nawet ją rozbawiały. Ze wszystkich sił starała się utrzymać powagę na twarzy.
- Więc sądzisz, że to ja jestem nienormalny? - na jego ustach zagościł drwiący uśmiech.
- To nie ja gadam o głupotach, które w ogóle nie mają sensu - zauważyła spokojnie.
- Gadasz o głupotach - poprawił ją. - Ale zgoda. Niech będzie, że to nie ma sensu.
- A ma? - spytała udając znudzenie i wyjrzała za okno. Powoli zza koron drzew, które rosły pod jej oknami, wychodziło słońce. Dzień zapowiadał się pogodny, a co za tym idzie - chłodny o tej porze roku.
- Ma więcej sensu i logiki, niż ci się teraz wydaje - stwierdził i wstał. - Chodź, pokażę ci coś.
- Pokarzesz mi jak bawią się stuknięci ludzie? -zapytała.
James złapał ją za nadgarstek.
- Nie. No chodź - zachęcił ciągnąc ją do okna.
Widząc zdziwioną minę Annabelle, James zachichotał.
- Wyjdziemy przez okno - wyjaśnił po czym schylił się trochę. - Wskakuj mi na plecy i mocno się trzymaj.
Annabelle już chciała powiedzieć, że jest nienormalny, kiedy James sam wziął ją sobie na plecy i po chwili wylądowali miękko i z gracją na trawie tuż pod oknem.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Teraz mi wierzysz? - zapytał.
Annabelle uszczypnęła się w ramie. Zabolało więc to musiało się zdarzyć na prawdę. Zdołała kiwnąć potakująco głową. Kim on jest? I najważniejsze: kim ona sama jest? Skoro jest w połowie tym czym on też musi być nienormalna.
- No pięknie, to teraz faktycznie jestem nienormalna - mruknęła niezadowolona i usiadła na trawie. Podparła brodę dłońmi, a łokcie wsparła na kolanach. Przymknęła oczy. Nie podobało jej się to. Oj, stanowczo odbiegało od rzeczywistości, którą znała. James nie spodziewał się takiego zachowania z jej strony, przypuszczał, że będzie oburzona, może zaskoczona, ale nie taka spokojna. Oparł się o drzewo i obserwował ją przez chwilę, ale kiedy dziewczyna wciąż nie poruszała się, przerwał ciszę.
- No i?
Otworzyła oczy i przyjrzała mu się uważniej.
- I co? - mruknęła z przekąsem. - Wyskoczyłeś przez okno w moim pokoju, wylądowałeś jak jakiś zwierzak, myślisz, że to mi w czymś pomogło?
- Teraz znasz połowę prawdy - odparł.
Annabelle zastanowiła się.
- W sumie prawda - odparła. - Co jeszcze potrafisz?
W jednej chwili wdrapał się na drzewo tak zgrabnie niczym kot.
- Super! - krzyknęła i podskoczyła z zachwytu. - Ja też chcę tak umieć!
Tego James kompletnie się nie spodziewał. Myślał, że będzie przerażona i ucieknie z krzykiem. A tu proszę. Uznała to za świetną sztuczkę.
- Ty też tak umiesz, ale nie wiesz tego. Musisz po prostu uwierzyć, że potrafisz - powiedział.
Annabelle wierzyła w to całym sercem. Wierzyła w to wszystko.
Podeszła do drzewa i położyła dłonie na pniu. Wbiła w nie paznokcie i skoczyła. Poruszała się zwinnie jak James. Ani się obejrzała, a siedziała na gałęzi obok chłopaka.
- No, no, no nieźle jak na żółtodzioba - mruknął.
- Dzięki - wyszczerzyła się. - czyżby nie pasowało ci to? - spytała podejrzliwie widząc niezadowolenie na jego twarzy.
- Teraz skocz na dół - nakazał ze złośliwym uśmiechem. Wątpił, że jej się uda. Nikomu nie wychodziło za pierwszym razem. Nikt nie umiał dostatecznie wierzyć na tym poziomie wtajemniczenia.
- Najpierw ty - stwierdziła. Nie bała się, ale wolała, żeby stał na dole i był w stanie ją złapać, gdyby coś jej się nie udało.
Skoczył i wylądował miękko na nogach po czym zrobił salto.
- Jeszcze szpanuje - mruknęła Annabelle i zeskoczyła.
Zrobiła parę obrotów w powietrzu i wylądowała z gracją i wdziękiem. Tak pięknie, że James rozchylił lekko usta ze zdziwienia. Annabelle jest pierwszą osobą, której udało się skoczyć z taką gracją na niskim poziomie wtajemniczenia.
- Niesamowite - mruknął. - A dopiero przechodzisz przemianę w dorosłą istotę, którą ja jestem.
- A czym będę? - zapytała zadowolona z siebie dziewczyna.
- Powiem ci w swoim czasie - odparł.
- Jeju ...Czemu nie mogę wiedzieć - zrobiła obrażoną minę
- Bo jesteś niecierpliwa - uśmiechnął się James.
- A ty wkurzający - odparła.
- A ty to co?-zapytał i zachichotał.
- Oczywiście - powiedziała Annabelle. - Wszystkowiedzący James nie może mi powiedzieć kim się stanę bo jestem niecierpliwa, a sam niema do mnie cierpliwości.
James zastanowił się.
- Nie jesteś aż tak wkurzająca - stwierdził.
Uśmiechnęła się do niego złośliwie.
- Jeszcze się przekonasz - odparła wrednym tonem.
Zaskoczyła go tym. On sam żyje wkurzając innych. Uwielbia to. A złośliwość to jedna z pierwszych oznak dobrze przepływającej przemiany. Jednak na tym poziomie wtajemniczenia Annabelle nie powinna chcieć go zdenerwować.
- Zdziwisz się jeszcze - odpowiedziała beznamiętnie.
- Może -przytaknął. - Już nie mogę się doczekać ,kochana.
- Nie nazywaj mnie tak - ogarnęła ją furia.
- Oj, zdenerwowaliśmy się? - syknął cicho ze złośliwym grymasem na ustach. Odwróciła się do niego demonstracyjnie plecami.
- Wcale nie. Ale masz tak do mnie nie mówić - warknęła.
- Bo co? Tupniesz nóżką na znak protestu? - spytał z powątpiewaniem. Musieli iść dalej i dobrze o tym wiedział, jednak rozmowy z Annabelle sprawiały mu dużo zabawy.
- Jasne -odwróciła się do niego gwałtownie - I jeszcze przez przypadek cię walnę.
-Uuuu... Maleńka nie bądź taka ostra-powiedział rozbawiony.
Tego było za wiele dla Annabelle. Skoczyła na niego jak prawdziwy kot. Wylądowali na ziemi. Dziewczyna siedziała na brzuchu Jamesa. Wyglądał na zaskoczonego jej zachowaniem. Tak zachowują się dorosłe istoty, a nie stworzenia przechodzące przemianę.
-Księżniczka się uspokoiła?-zapytał.
Annabelle odpowiedziała godząc go pięścią w twarz.
-Au! Jasny gwint! Co do kur...-James przyłożył rękę do twarzy.
-A jak się pojawiłeś w moim śnie jakoś cię nie bolało, gdy cię walnęłam-powiedziała z satysfakcją.
- Może umknął twojej uwadze fakt, że to nie sen? - burknął niezadowolony i bez problemu zwalił dziewczynę na ziemię. - Naucz się nad sobą panować.
- Powiedział ten, który jest święty - prychnęła - jak ci tak źle to znikaj z mojego życia. Nie potrzebuję cię.
-Mylisz się-odparł.-Nie będziesz mogła nad sobą panować. Był jeden taki przypadek jak ty. Chłopak uciekł od dorosłych istot takich jak ja i zaczął zabijać. Łącznie zamordował sto dziewięćdziesięciu dwóch ludzi aż w końcu go nie złapaliśmy i zabiliśmy.
Nagle staną na nogi i zasłonił Annabelle własnym ciałem. Z krzaków wyszło coś dziwnego. Przypominało czarnego wielkiego węża tyle, że miało z dwa metry i było o wiele grubsze. Zamiast oczu miało dziurę przelatującą na wylot jego głowę. Na środku czoła miał świecącą białą plamę w kształcie kryształu.
-Nie ruszaj się-powiedział James.
Annabelle nie słuchała go. Wyszła na przeciw stworzeniu. Wąż znieruchomiał na chwilę i zaczął przybliżać się powoli do dziewczyny. Annabelle zbliżała rękę do policzka stworzenia. Panowała nad wężem. James pewnie myślał, że musi go zniszczyć. Annabelle wiedziała jednak, że muszą go zrozumieć i nie zrobi jej krzywdy.
Nagle wąż zniknął.
-Jak ty to zrobiłaś?-zapytał James.-Panowałaś nad wężem?
- Tajemnica młodych - odparła z nutą ironii w głosie.
- Ah - uśmiechnął się przebiegle - To zróbmy tak: ja ci powiem, kim jestem i czym się stajesz, a ty mi powiesz, co zrobiłaś.
Dziewczyna przez chwilę w milczeniu przyglądała się Jamesowi. Nie do końca wiedziała, co mogła mu powiedzieć - przecież wąż był tylko zwierzęciem, a ona lubiła zwierzęta. Najwyraźniej - ze wzajemnością. Od małego coś ją z nimi łączyło, coś tajemniczego, czego nawet jej matka nie umiała wyjaśnić. Mimo to taki układ z Jamesem bardzo jej odpowiadał. Skinęła więc głową na znak zgody i założyła ręce w oczekiwaniu.
-Jestem kotołakiem-powiedział.
Annabelle wszystko układało się w logiczną całość. Jego kocie ruchy, zwinność i gracja.
-I co będziesz mi się teraz tu zmieniać w kota?-zapytała.
James zaśmiał się.
-Nie zmieniamy się w koty, ale mamy kocie cechy-odparł z uśmiechem.-Gracja, zwinność, wzrok i węch. Jesteśmy też samodzielni, ale młodziaki nie potrafią nad sobą panować. Jesteśmy pewni siebie i chodzimy własnymi ścieżkami.-Spojrzał na nią niecierpliwie.-Ja odpowiedziałem. Teraz ty.
Annabelle zastanowiła się.
-W sumie sama tego nie rozumiem. Po prostu spojrzałam na jego znak i poczułam, że chce mi coś pokazać.-Spojrzała w oczy Jamesa.-Nie mamy go zniszczyć tylko zrozumieć.
-To zmienia wszystko co dotąd widziałem-odparł po chwili zastanowienia.-A miałem go zniszczyć.
-A co widziałeś?-zapytała Annabelle.
- Łatwo poszło - mruknął do siebie - Myślałem, że dalej będziesz drążyć jakieś ścieżki naokoło prawdy - wyznał cicho - A ty tak po prostu pytasz, jakbyś mi uwierzyła.
- Więc zagrajmy. Ja udam, że ci wierzę i wcale nie uważam cię za wariata - zaczęła ostrożnie - a ty mi opowiesz o tym, czego nie wiem.
- Wieczności nam nie starczy - zaśmiał się. - Może się przejdziemy? - zaproponował.
- Dlaczego nie-odparła.
Szli w milczeniu do lasu. Nagle James powiedział:
- Ten wąż był w twoim pokoju.
Annabelle zaśmiała się.
- I on miałby mnie zabić?-zapytała z nutą ironii w głosie.-No, mnie by nie zabił, ale ciebie na pewno, gdybym mu kazała.
- Ale ten wąż atakował dorosłe kotołaki, a nawet młodziaki. Chcieliśmy go zniszczyć, a ty wyskakujesz z tekstem, że mamy go zrozumieć.
- Bo my mamy go zrozumieć! - krzyknęła.
- Dlaczego? - zapytał.
- Bo posiada duszę, jak ty czy ja - szepnęła zmieszana i odwróciła wzrok - Wcale nie był zły, tylko ty go takim postrzegasz. I wszyscy, których zaatakował, też. Szuka miejsca w świecie, przyjaciół...
- Chcesz przyjaźnić się z potworem? - spytał z nutą drwiny w głosie. Nie umiał zrozumieć jej zachowania. Węże stanowiły zagrożenie nawet dla zwykłych ludzi, a ona traktowała je jak stworzenia rozumne i wydawało mu się, że do pewnego stopnia chciała nawet się nimi opiekować.
- To ty jesteś potworem - syknęła zdenerwowana jego ignorancją. Odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie w las.
- Ej nie obrażaj się - powiedział doganiając ją jednym skokiem.
- Wal się - odparła.
- Po prostu cię nie rozumiem - przyznał.
- Jeśli nie zrozumiesz mnie nie zrozumiesz węża - powiedziała.
James zamyślił się.
- Spróbuję - powiedział wściekły, że musi to zrobić by ją pilnować.
Popatrzyła na niego z błyskiem rozbawienia w oczach.
- Coś ty taki zdesperowany? - spytała łagodniej. Kolejna nagła zmiana nastroju zdziwiła go, więc zbył pytanie wzruszeniem ramion.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo jedna z najstarszych i najświętszych prawd świata mówi o tym, że kobiet się nie da zrozumieć - stanęła i odwróciła się w jego stronę, podejrzliwie go obserwując.
- Ale ty nie jesteś zwykłą kobietą - zauważył.
Annabelle już otworzyła usta by powiedzieć "co nie zmienia faktu, że mnie nie zrozumiesz" gdy z ni kąt zjawił się wąż, otoczył własnym ciałem dziewczynę i szybko ruszyli w las, a dziewczyna nic nie powiedziała bo ufała zwierzęciu. Zwierz dał nura w ziemię i znaleźli się w jaskini z czarnych skał. Wąż wskazał na dziurę w skale. Annabelle zajrzała do niej i znalazła fioletowy kryształ na czarnym sznureczku oplatający jeden koniec fioletowego kamienia. Wąż wskazał na jej szyję. Dziewczyna założyła wisiorek. Znowu otoczył Annabelle. W dotyku był gładki jak marmur, ale równocześnie miękki. Nagle znalazła się znów przy zdziwionym Jamesie.
Sama była nie mniej zdziwiona niż on. Zamrugała kilka razy zmieszana i rozejrzała się wokół.
- To mi się śniło, czy naprawdę wydarzyło? - rzuciła w eter.
- Najpierw porwał cię wąż, a potem dosłownie w ciągu kilku sekund pojawiłaś się z powrotem bez niego - odparł powoli chłopak.
- No nieźle - mruknęła Annabelle.
- Co masz na szyi? - zapytał James podchodząc bliżej by zobaczyć kryształ.
- Prezent od węża - rzuciła tylko.
- Wygląda trochę jak wisiorek Julii - powiedział. - Tylko, że jej był zielony.
- Opowiedz mi o tym - powiedziała stanowczo dziewczyna.
- Julia - zaczął - żyła 150 lat temu. Byliśmy dobrymi przyjaciółmi. Pewnego dnia powiedziała, że zaraz kometa uderzy w wulkan i będzie to koniec wszystkiego. Następnego dnia powiedziała, że nie wróci z wulkany w który miała uderzyć kometa. Po tym już nigdy jej nie spotkałem. Po prostu zniknęła.
- Smutne - przyznała Anabelle, po czym bezwiednie zeszła ze ścieżki w głąb lasu - Ale kometa nie uderzyła w ziemię, bo świat istnieje dalej - zauważyła w zamyśleniu. - Co więc się stało z Julią?
spojrzała pytająco za siebie w miejsce, gdzie powinien stać James. Powinien - ale go nie było. Zniknął, a zdezorientowana Anabelle rozejrzała się uważnie wokół siebie.
- Sssstała ssssię wężem - usłyszała syk za plecami. Odwróciła się i zamarła w bezruchu. Olbrzymi wąż stał naprzeciwko niej, w dodatku zdawało jej się, że przemówił do niej.
- Ty jesteś Julia? - zdziwiła się Anabelle.
- W pewnym ssssenssssie. Jessstem tym co z niej zossstało.
Po tych słowach Anabelle zrozumiała, że wąż nie mówił. Jakimś dziwnym sposobem łączył się z nią myślowo. Słyszała jego słowa w swoim umyśle. - Julio - zaczęła zszokowana dziewczyna. - Czego ode mnie chcesz?
- No cóż chcę żebyśśś uratowała ziemię - syknęła Julia.
- Jak tego dokonać? - zapytała Annabelle.
- Twój wisssiorek ma magiczną moc. Ta jassskinia też. Musssisz tam wejśśść i ssstworzyć pole śśświatła, które potrafffi zatrzymać kometę.
- Tobie też powiedział o tym wąż? - zapytała Annabelle.
- W pewnym sssensssie. Ona miała na imię Isssabella i też ssstała sssię wężem. Miała dar panowania nad wodą. Ją powiadomiła ognisssta dziewczyna Eve. Jej powiedziała Alice władała powietrzem. Pierwsza była Annabelle. Ona jednak sssię odrodziła sssto razy sssilniejsza. To ty. A zanim zapytasz ja miałam dar ziemi i odczuwałam kometę sssilniej niż ty teraz. A i ty masz dar ducha.
- Jest coś jeszcze, o czym nie wiem? - spytała sucho Anabelle.
- Nie - odparł wąż - ale wiem, że chciałabyś wiedzieć, gdzie zniknął James. Strzeż się go. Niedługo do ciebie wróci, ale nie możesz mu do końca wierzyć. Spełnił swoje przeznaczenie.
- Czy on ma mnie zabić czy nie? - zapytała Annabelle.
- Nie! - oburzył się wąż. - On miał tylko wprowadzić cię w magiczny świat. - Wąż zaczął się powoli oddalać, ale zawahał się i dodał: - Kometa uderzy za trzy pełnie czyli w twoje urodziny. - I zniknęła.
Po chwili wrócił James. Leżał na ziemi półprzytomny. Annabelle klęknęła przed nim i zaczęła klepać go lekko po twarzy by się obudził.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Nie 12:15, 20 Lut 2011    Temat postu:

Ktoś doda nowe???
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Córy Ciemności Strona Główna -> Nasze opowiadania / Nasze wspólne opowiadania Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin