Forum  Córy Ciemności Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Uwięziona
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Córy Ciemności Strona Główna -> Nasze opowiadania / Summer
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Pią 13:55, 22 Lip 2011    Temat postu: Uwięziona



Wszyscy znamy historię Persefony. Jednak nie wszyscy wiemy, że Kora nie chciała tego ślubu. Po tysiącach lat w końcu urodziła córkę o imieniu Dementia. Miała ona poślubić Erosa. Matka chciała dać jej jednak wybór. Ale Zeus postanowił, że weźmie z nim ślub w wieku osiemnastu lat. W siedemnaste urodziny córki Persefona zabiła ją, a ta trafiła do Hadesu. Nikt się nie spodziewał, że obdarzona niezwykłą mocą Dementia odrodzi się na nowo. Ale nie na Olimpie.
Na ziemi.

Sally zawsze była dziwna. Posiadała magiczne możliwości: potrafiła wejść do czyjeś głowy i zrobić w niej co jej się podoba. Mogła wspierać daną osobę lub po prostu ją zabić.
Wszystko zmieniło się, gdy poznała Jego. Jest przystojny, złośliwy i uparty. Słowem: ideał dla Sally. Ale jaki sekret przed nią ukrywa?

Uwięziona już wkrótce na naszym forum ;D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Nie 17:32, 31 Lip 2011    Temat postu:

Rozdział pierwszy

Sally

Przed przeznaczeniem nie można uciec. Przynajmniej ja tak uważam. Miedzy innymi, dlatego twierdzę, że do szkoły przybył ten chłopak, który kocha mnie wkurzać.
Szłam korytarzem z moją jedyną przyjaciółką Lissą. Poza moimi rodzicami była jedyną osobą, która wiedziała moich zdolnościach i je zaakceptowała. Nie odrzuciła mnie nazywając „dziwadłem”.
- Idę porozmawiać z panią Steward – powiedziała. – Wiesz w sprawie tego wypracowania.
- OK – mruknęłam. – Będę czekała przed salą.
Uszłam jakieś dziesięć kroków, a już ktoś zawołał:
- Sally! To ja! Twój Jack!
No nie. Czemu rodzice musieli dać mi na imię właśnie tak? Wiedziałam, że oboje lubią The nightmare before christmas*, ale musieli dać mi imię na cześć tego filmu, Sally?
Nie odwracając się szłam dalej. Może chodzi im o kogoś innego? Ale przecież w tym piekle zwanym szkołą, tylko ja miałam na imię Sally. Ale przecież nie byłam potworem. I nic nie poradzę na to, że mam moc.
- Sally, kochanie! Zostań! Wiem, że jesteś nieśmiała, ale przecież jesteś we mnie tak zakochana…
Tego było za wiele. Odwróciłam się i stanęłam naprzeciwko chłopaka, który przeprowadził się tutaj w zeszłym roku. Patrzyłam odważnie w jego całkowicie czarne oczy. Uśmiechał się do mnie wrednie. Miałam ochotę mu przyłożyć.
- Jack – powiedziałam. Niestety to jego prawdziwe imię. – Zamknij tą głupią mordę, albo porobię coś w twojej główce o IQ niemowlaka.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Och, Sally – mruknął.
Spróbowałam wejść do jego głowy. Jednak nie mogłam przebić się przez jego barierę. Znowu.
- Trudno jest, co? – zapytał.
Wzięłam głęboki oddech. Łatwo traciłam panowanie nad sobą. Większość nawet twierdziła, że jestem z gruntu zła. Zastanawiam się czy to nie prawda.
Jack chamsko złapał mnie za talię i szepnął mi do ucha.
- Nie jesteś człowiekiem. Jesteś czymś więcej, Dementio.
Walnęłam go w twarz.
Los chciał żeby obok przechodziła dyrektorka i trafiła razem z Jackiem do kozy.

* The nightmare before christmas - Miasteczko Halloween. Ze względu na według mnie potworne tłumaczenie postanowiłam dodać oryginalną nazwę.


Ostatnio zmieniony przez Summer dnia Nie 17:33, 31 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Pon 8:10, 01 Sie 2011    Temat postu:

Rozdział drugi

Sally

Wciąż wściekła usiadłam w ławce. W tym momencie moja nienawiść do Jacka była dwa razy silniejsza. Na dodatek byliśmy sami.
Ignorując jego zaczepki wyjęłam szkicownik, moje ulubione ołówki i zaczęłam szkicować.
- Sally – powiedział Jack. – Co rysujesz?
Spojrzałam na niego groźnie. Moja ręka nie przestawała się poruszać.
- Takie coś z takim czymś bez takiego czegoś – odparłam. – Poza tym, gdzie się podziała Dementia czy jakoś tak?
- O czym ty, do dia… - zaczął, ale nagle weszła nauczycielka od angielskiego. Czasami nauczyciele do nas przychodzili. Rzadko się to jednak zdarzało.
Podając nam książki od mitologii greckiej zerknęła na moją ławkę i powiedziała:
- Ładny rysunek, Sally.
Całkiem o nim zapomniałam! Spuściłam głowę patrząc na kartkę. Narysowałam piękną kobietę z ciemnymi włosami i oczami. Odziana w delikatne szaty leżała na skórach zwierząt. Pod spodem widniał napis „Persefona”.
Nauczycielka podała nam stronę. Otworzyliśmy książki.
- Demeter i Kora? – zapytałam.
- Tak – powiedziała nauczycielka. – To moja ulubiona historia z mitologii greckiej.
- Ja dużo o tym wiem – powiedział Jack.
- Skoro tak opowiedz o tym – rzuciła wyzywająco nauczycielka.
Jack uśmiechnął się.
- Demeter była rodzoną siostrą Zeusa. Była boginią urodzaju, rolnictwa i upraw. Jej córką była Kora wychowywana przez nimfy i rusałki. W niej to właśnie zakochał się Hades władca podziemi. Zdawał on sobie sprawę z tego, że Kora dobrowolnie go nie poślubi, i że jej matka nie zgodzi się na to małżeństwo. Zdecydował się więc na podstęp. Kiedy Kora zrywał kwiaty zwabił ja na skraj polany widokiem przepięknego narcyza. Tak pięknego, że Kora szybko go zerwała. W tej samej chwili ziemia się rozstąpiła i z otchłani wyłonił się Hades, który porwał Korę. Gdy Demeter się o tym dowiedziała przybrała postać staruszki i ruszyła na poszukiwania córki. Po wielu dniach poszukiwań trafiła do Heliosa, który widział całe zdarzenie. Podniesiona na duchu Demeter udała się na Olimp prosząc brata o pomoc. Zeus jednak zlekceważył rozpacz matki i odmówił jej pomocy. Demeter wróciła na ziemię i w przebraniu śmiertelnika niszczyła wszystko co napotkała. W końcu osiadła się w Eleusis. Tam odwiedzali ją bogowie, którzy prosili ją, aby zrezygnowała ze swych czarów. Demeter była głucha na ich prośby, tak jak kiedyś jej brat był głuchy na jej błagania. Wreszcie Zeus wysłał posłańca do Hadesa z rozkazem oddania córki matce. Hades zgodził się, ale wcześniej podał Korze siedem pestek granatu, które połączyły ich węzłem małżeńskim. Tym samym została na zawsze związana z królestwem duchów. Zeus jednak wydał wyrok: przez większą cześć roku matka i córka będą razem, a resztę czasu Kora- teraz Persefona- miała spędzać z mężem w czeluściach Tartaru. Gdy Demeter ciesz się z obecności córki na ziemi panuje piękna pogoda. Ziemia rodzi zboża i owoce. Są to pory roku jesień, zima i wiosna. W czasie, kiedy Persefona spędza u Hadesa na ziemię spadają straszliwe susze i upały. Choć według mnie powinny to być wiosna, lato i jesień.
- Dobrze. A znasz ten o ich córce, Dementii? – zapytała nauczycielka.
- Dementii? To oni mieli córkę? – zapytałam zaskoczona. Byłam bardzo słaba z mitologii.
- Oczywiście – powiedział Jack. – Długo starali się o córkę. Kilka tysięcy lat.
- Aż w końcu Persefona urodziła Dementię, co po łacinie oznacza szał – dodała nauczycielka.
- Miała ona wyjść za Erosa po śmierci Psyche, którą zabiła Afrodyta z zazdrości, ale jej matka chciała dać jej wybór. Zeus postanowił.
- Ślub miał się odbyć w osiemnaste urodziny Dementii.
- Ale w siedemnaste urodziny córki, Persefona ją zabiła – oświadczył zdecydowanie Jack. – Podobno bogini z gruntu zła odrodziła się na nowo na ziemi. Teraz szuka ją nie tylko Persefona, Hades i Eros, ale i zakochany w niej od samego początku przyjaciel.
- Kim jest jej przyjaciel? – zapytałam.
- To dla nas zagadka – mruknął Jack. – Wiemy, że jest bogiem, ale nie mamy pojęcia, czego. Mamy pewność, że czegoś złego, bo przyjaźnił się z Dementrią, która była zła jak mało, kto. Kochała zabijać i sprawiać ból. Robiła to samą siłą woli.
- Nieźle – mruknęłam.
Ale dlaczego Jack nazwał mnie Dementią? Może ze względu na mój charakter?
Zadzwonił ten durny dzwonek.


Ostatnio zmieniony przez Summer dnia Pon 8:17, 01 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Wto 10:00, 02 Sie 2011    Temat postu:

Rozdział trzeci

Jack

Chłopak był w wniebowzięty.
Odnalazł ją, odnalazł ją. To naprawdę była ona! Jak zobaczył ją po raz pierwszy nie był pewien. Ale teraz wie. Na dodatek znalazł ją przed Erosem, swoim bratem. Ale nad jednym się zastanawiał: miała odrodzić się w Japonii. Coś poszło nie tak.
Ale znalazł ją. I tylko to się liczy.
Na razie starał się ignorować fakt, że w planach mają po prostu zginąć.

Melissa

Lissie chciało się pić. Znużona wyczarowała sobie w powietrzu kulkę wody, którą od razu wypiła. Może się utopi. Chciała pogadać z Sally. Miała złe przeczucia. Czuła, że Eros jest gdzieś w pobliżu.
Wstała i sięgnęła do kieszeni ciasnych spodni. Wyjęła komórkę i zadzwoniła do Sally. Odebrała po pierwszym sygnale.
- Halo? – zapytała dziewczyna. Sądząc po odgłosach właśnie wracała do domu.
- Hej, gdzie jesteś? – zapytała Liss.
- Tuż przy twoim domu, a co? – Lissa niemal widziała przed oczami, jak Sally pociera czoło ze zmęczenia.
- Mogłabyś do mnie wpaść na noc? I tak jest piątek.
- Chwila, zadzwonię do mamy. Możesz iść ze mną do domu jak chcesz .
- OK, tylko ubiorę buty – powiedziała Liss i rozłączyła się.
Ekspresowo ubrała srebrne sandałki i wybiegła na dwór.
- Mogę – powiedziała od razu Sally, nie owijając niczego w bawełnę. – Chodźmy do mojego domu. Muszę zabrać ciuchy na przebranie.
- Całe szczęście, że nauczyciele nic nam nie zadali, nie? – zapytała Lissa.
- Mów za siebie – jęknęła Sally. – Ja muszę napisać pracę na temat mitu o Dementii i Persefony. Wiesz, że nie jestem dobra z mitologii greckiej. – Dziewczyna spojrzała na nią z nadzieją.
Liss spojrzała na nią mrużąc swoje morskie oczy.
- Nie zrobię za ciebie pracy domowej. Znowu – odparła dziewczyna sucho.
Sally jęknęła.
- Nie zrobię, ale to nie znaczy, że nie pomogę – dodała Lissa z ciepłym uśmiechem na twarzy.
- Dzięki, Lisica – powiedziała Sally. Często nazywała tak swoją przyjaciółkę. Wszystko przez to, że Lissa miała polskie korzenie i nauczyła przyjaciółkę kilku słów. Często tego żałowała.
- Niema, za co, Sally. Nie zapomnij tylko odnaleźć swojego Jacka – odparowała Liss.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Śro 9:04, 03 Sie 2011    Temat postu:

Rozdział czwarty

Sally

- Niema mowy żebym kiedykolwiek to zrobiła – jęknęłam siedząc przed komputerem Lissy. Jak mam zrobić to durne zadanie o „Demecośtam”? To niemożliwe. Dlaczego Persefona zabiła swoją córkę? Wiem, chciała dać jej wybór, ale nie mogła sprzeciwić się Zeusowi? Powiedzieć: „Sorka, stary durniu, ale Demcia wyjdzie, za kogo jej się podoba, a jak masz jakiś problem to trafisz do Hadesu, więc spływaj!”. Nastolatki są bardziej logiczni od dorosłych.
- Uda ci się – przekonywała Lissa. – Persefona nie mogła sprzeciwić się woli ojca. Dlatego zabiła Dementię. Nie chciała by nie dano jej wyboru tak jak Persefonie. Wściekła, nie wiedząc, co robi ukradła Zeusowi piorun i strzeliła jej w serce. Gdy duch Dementii trafił do Hadesu jej przyjaciel o nieznanym imieniu oplótł się złotą liną, którą dostał od Ateny rozpaczającej nad stratą przyjaciółki, bo bardzo przyjaźniła się z boginią. Bóg nie wiadomo, czego skoczył za nią. Atena wraz z Temidą, boginią strumyczków, wyciągnęły go. Jednak, gdy tylko wyjęły ich z Hadesu duch Dementii zniknął. Zapytały się bogini księżyca, Selene, czy wie co mogło stać się z Dementią. Bogini widziała co zaszło i powiedziała im proroctwo, które usłyszała od ziemskich, japońskich proroków podczas pełni księżyca. „Na ziemię wstąpi bólu królowa: Dementia. W jej dniu siedemnastych urodzin, gdy księżyc w pełni będzie na ziemi się narodzi”. Myślimy, że teraz chodzi, gdzieś po Japonii, a jej przyjaciel, Atena, Temida, Persefona, Hades i Eros ją szukają. Cholera, znowu zrobiłam za ciebie zadanie domowe!
Zaśmiałam się. Wiedziałam, że Lissa tak zrobi. Wszystko spisałam na kartkę. Zadanie domowe skończone.
- Hej, nie wściekaj się! – powiedziałam do Liss. – Ta historia była bardzo ciekawa. W końcu się czegoś nauczyłam. Szkoda, że nauczyciele nie umieją tak tłumaczyć…
- Zrobiłam za ciebie zadanie domowe! – wykrzyknęła wkurzona, co mnie zaskoczyło. Rzadko się wkurzała. Była spokojniejsza i rozważniejsza niż ja. Jej wybuchy zawsze mnie zaskakiwały i po nich ogarniały mnie wyrzuty sumienia.
Szybko wróciła do równowagi i uśmiechnęła się ciepło.
- Dobra, przynajmniej skończyłyśmy wcześniej. Inaczej siedziałybyśmy nad tym do północy.
Spojrzałam na nią z przymrużonych powiek.
- Ta jasne. Optymistka z ciebie, bo siedziałybyśmy do czwartej, jeśli nie dłużej!
Zaśmiałyśmy się. Opadłam na materac na podłodze. Był zaskakująco wygodny.
- Nie rozumiem Persefony – wyznałam. – Po co zabiła Dementię? W ogóle jak można zabić własne dziecko?
- A jeśli wiedziała, co się stanie? – zapytała Liss. – Pomyśl: Jeśli wiedziała, że tamten jej przyjaciel skoczy za nią do Hadesu i ją uratuje, a ona odrodzi się na ziemi?
Może Liss miała trochę racji. Ale ciągle jej nie rozumiałam i nigdy nie zrozumiem. Jak można zabić własne dziecko?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć zasnęłam.

Siedziałam na czarnym kamieniu. Moja szata w szkarłatnym odcieniu świeżej krwi opadała luźnymi fałdami ku dołowi. Niebo nade mną miało pomarańczowo-czerwoną barwę. Z wielkim zainteresowaniem patrzyłam na wir przede mną. Dusze w nim były przerażające. Nie miały oczu, zgniłe wargi odsłaniały pomarańczowe, połamane zęby, głowa gdzieniegdzie była pokryta skórą i małymi garstkami siwych, poplątanych włosów. Miejscami widać było tylko kości, a nawet fragmenty mózgu. Przerażające dusze były chude z chorobliwie szaro-zieloną skórą (pod warunkiem, że w ogóle ją mieli) co nadawało im jeszcze bardziej przerażający widok. Gdyby nie to, że ich „usta” były otwarte w niemym krzyku pomyślałabym, że uśmiechają się do mnie.
Dostrzegłam parę obejmujących się kościotrupów. Dosłownie. Nie mieli ani cala skóry, czy narządów wewnętrznych. Sprawiali wrażenie jakby chcieli się pocałować. Mogłam nawet ich sobie zanim umarli. Kobieta ze wspaniałymi czarnymi włosami do pasa, oliwkową skórą i niebieskimi oczami. Obejmujący ją chłopak miał złote włosy, ciemne oczy i jasną skórę. Zakochani tańczyli we wspaniałych strojach na jakimś balu…
- Wiedziałem, że cię tu znajdę – powiedział ktoś za mną.
Wiedziałam, kogo zobaczę, ale nie miałam ochoty się odwracać. Więc dlaczego, do cholery, to zrobiłam?
Uśmiechnęłam się. Miałam wrażenie jakbym nie panowała nad własnym ciałem.
- Wszędzie mnie znajdujesz. Nawet gdybym była na ziemi i tak pewnie byś mnie znalazł – mój głos był znajomy, a zarazem obcy.
Wstałam i zawiesiłam swoje drobne dłonie na szyi Jacka. On położył swoje silne dłonie na mojej teraz zaskakująco wąskiej talii i patrzył na mnie z miłością. Chciałam mu się wyrwać. Więc dlaczego tego nie robiłam?
- To prawda – przyznał. – Znajdę cię wszędzie. Tak to jest z bratnią duszą.
Czułam do niego silną miłość. Albo raczej t o co mną rządziło. Słowo daję, gdyby nie to, że nie mam władzy nad własnym ciałem porzygałabym się.
- Tak w ogóle to wszystkiego najlepszego z okazji twoich siedemnastych urodzin! – powiedział i podał mi pudełko w błękitnym kolorze i szafirową kokardą.
T o rozpakowało za mnie z niecierpliwieniem pudełeczko. Wciągnęłam z niego śliczny pierścionek zaręczynowy. Po środku był śliczny diament, a po jego obu stronach dwa szafiry. Srebro było cienkie i bałam się, że gdy tylko wezmę je w swoje długie palce od razu się pokruszy.
- Ojej! – Tylko tyle mogłam wykrztusić. T o i ja. Chyba po raz pierwszy się zgadzałyśmy. Pierścionek był piękny. Miałam ochotę dotknąć małe kamienie szlachetne.
- Dementio – zaczął. – Wyjdziesz za mnie? Proszę.
Poczułam szczypanie w oczach i łzy spływające po policzkach. Jak ja tego nienawidzę!
T o co ma być mną pocałowało Jacka.
- Tak – powiedziała.
A ja pomyślałam, że jestem idiotką.
- No, no, no, ktoś tu mnie zdradza! – usłyszałam za sobą kuszący, ale zimny głos.
- Eros… - powiedziałam tylko.
- Tak! Eros! – mruknął wściekły. Palant. – Czemu obściskujesz się z moim bratem nieudacznikiem, Aterem?
- Nie jest nieudacznikiem – niby „ja” odpowiedziałam pewnie.
- Zobaczymy. – Gdy Eros rzucił się na Jacka obraz stał się czarny, a moje prawdziwe ja się obudziło.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Czw 8:21, 04 Sie 2011    Temat postu:

Rozdział piąty

Jack

Chodził w tę i powrotem. Jak miał być spokojny? Bał się o nią. Nie widział jej przez cały weekend. Światło, które szukał przez całe swoje życie na ziemi zgasło. Znowu.
„Cholera, zakochałem się w śmierci” pomyślał. Wiedział, że póki Dementia jest na ziemi jest uwięziona między życiem a śmiercią. To niezwykłe. Nie wiedział, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Miał nadzieje, że nie zmieni się w kościotrupa tak jak widział ją w Hadesie. Nigdy nie zapomni tego widoku. Jednak, gdy Atena i Temida wyciągały ich zaczęła znowu wyglądać jak bogini.
Czekał na nią niecierpliwie.
Jej pojawienie się było jak cios w policzek. Poczuł ulgę, gdy ją zobaczył. Marissa dobrze się nią zaopiekowała.
Uśmiechną się wrednie do swojej narzeczonej.
- Sally! Kochanie! Poczekaj na mnie.
Zirytował Dementię. Czuł, że ma ochotę wejść do jego głowy i go uśpić na sto lat tak jak w tej durnej bajce Disneya pod tytułem Śpiąca królewna.
- Uważaj lepiej – oparł. – Twoje klejnoty mogą tego nie przeżyć.
Powstrzymał się od śmiechu. Jednak od uśmiechu już mu się nie udało.
- Hej, Salami! – Po ciosie w policzek od razu pożałował, że tak ją nazwał. Miejsce piekło jak cholera.
- Au… - mruknął. – Kiełbasa się na mnie wkurzyła.
Sally pchnęła go mocno a ścianę. Był od niej o jakieś trzydzieści centymetrów wyższy i bardziej napakowany niż ciemnowłosa, więc widział zaskoczenie w oczach Sally. Szybko się jednak opanowała i spojrzała zimno.
„Gdyby spojrzenie mogło zabić…” pomyślał chłopak. Był pod wrażeniem. Myślał, że straciła całkiem swoją siłę. Ale nie… Nadal jest tą, którą kocha.
- Ty… - Sally zamilkła szukając odpowiednich słów. Jackowi sprawiło to satysfakcję i poczuł również wyrzuty sumienia. Nie chciał jej denerwować. Ale nikt nie mógł też domyślić się prawdy. Nie mogli… Inaczej koniec. Koniec wszystkiego.
Zrobił coś, czego nie powinien. Ujął jej lewą rękę, wolną dłonią wyjął z kieszeni spodni pierścionek zaręczynowy, który już kiedyś jej podarował. Obręcz była idealnie dopasowana do jej palca.
Jack podniósł wzrok, patrząc jej prosto w oczy. Czekał aż coś powie, ale Sally patrzyła ze zdziwieniem to na Jacka to na pierścionek. Miał ochotę ją pocałować. Kochał ją. Kochał od dawna. Mógłby zrobić dla niej wszystko. Nawet zabić by ją uratować. Odejść jeśliby tego chciała.
„Dlaczego nie?” pomyślał.
To była najtrudniejsza rzecz w jego życiu. Jak może to powiedzieć?
- Sally… - zaczął. – Wiem, że mnie nienawidzisz. Powiedz tylko słowo, a odejdę. Ale wiedz, że ja cię kocham. Jeśli chcesz, żebym odszedł: odejdę.
Poczuł ból w klatce piersiowej. Ziemia to świat bólu. Na Olimpie byliby po prostu razem.
Sally spojrzała na niego z jeszcze większym zdziwieniem. Czuł jej wahanie. Jej emocje były silniejsze niż ludzi szczególnie, że posyłała je w świat, a nie zatrzymywała w sobie.
- Tak… nie… nie wiem! Skąd mam wiedzieć? Nawet cię nie znam! – wykrzyknęła. Kilka uczniów spojrzało na nich.
- Znasz – powiedział Jack. – Wiesz o mnie wszystko. Nie pamiętasz?
Pokręciła głową. Łzy spływały jej po policzkach. Ona płacze?!
- Trzydzieści cztery lat temu przyszłaś na świat na górze Olimp. Twoja matka to Persefona, a ojciec Hades. Ja byłem twoim najlepszym przyjacielem. Jestem Ater! Nie pamiętasz? W dniu twoich urodzin oświadczyłem się tobie. Kocham cię do cholery! Jesteśmy zaręczeni od siedemnastu lat! A przez szesnaście cię szukałem, Dementio.
Zaśmiała się histerycznie.
- Akurat. Masz coś nie tak z głową! – Jej głos się łamał. Miał ją.
- Wiem, że pamiętasz. Po prostu masz blokadę. Odrodziłaś się na ziemi, więc jesteś uwięziona między życiem a śmiercią. Pozwól mi wejść do twojej głowy i zdjąć tą cholerną blokadę.
- A skąd mam wiedzieć, że nie wciśniesz mi wtedy żadnego kitu? – zapytała, co go zaskoczyło. Myślał, że nie uwierzy iż można wejść do czyjeś głowy. Ale przecież ona sama to umiała!
- Poczujesz to – oświadczył.
Westchnęła i spojrzała mu odważnie w oczy.
Poczuł, że się zgadza. Powoli wszedł do jej głowy. Starał się to robić delikatnie, ale i tak im obojgu sprawiło to ból. Tak to jest jak jeden umysł spotyka się z równym sobie. Nie mając miejsca dla siebie wchodzi do głowy osoby, która używa na nim magii. Ze słabymi jest inaczej. Starcza tam miejsca dla silnego i słabego. A z silniejszym to po prostu okropność. Często się zdarza, że jedna z osób ginie, jeśli nie obydwie.
Zagryzając mocno zęby z bólu, Jack, musnął umysłem blokadę. Była silna. Wyobrażał sobie, że kopie ją, drapie i okłada pięściami. Z każdym ciosem bariera stawała się coraz słabsza, a jedno wspomnienie wydostawało się na zewnątrz. Wyznanie miłości z pierwszym pocałunkiem. Pierwsze spotkanie, gdy Sally miała pięć lat, a Jack sześć. Walka z Erosem po tym jak Demetia i Ater się zaręczyli.
Tama puściła. Dziewczyna pamiętała wszystko.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Pią 14:38, 05 Sie 2011    Temat postu:

Rozdział szósty

Sally

Byłam zaskoczona. Pamiętałam wszystko, co przeżyłam. Niezwykłe uczucie. Pamiętać. Spojrzałam na Jacka, albo raczej Atera. Bez ostrzeżenia zawiesiłam ręce na jego ramionach i przycisnęłam swoje usta do jego.
Całowanie się z nim było jak fajerwerki. Zdążyliśmy zatracić się w sobie. Dopóki nie zjawił się On.
- Dementio! Znowu mnie zdradzasz! – głos Erosa przeszył powietrze.
Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni.
- Słuchaj – zaczęłam. – Nie mam ochoty się z tobą cackać, więc powiem wprost: spierdalaj.
Ater parsknął śmiechem. Eros spojrzał na ziemno. Nie zrobiło to na mnie większego wrażenia.
- Powinnaś jednak pozostać w Hadesie – oświadczył.
Spojrzałam odważnie w jego złote oczy. Miał czarne włosy do ramion i opaloną na brąz skórę taką, o jakiej marzą dziewczyny chodząc do solarium. Był nieźle napakowany. Jego uroda na mnie nie działała, ale byłam pewna, że reszta dziewczyn na świecie byłaby gotowa się o niego zabić.
- Więc dlaczego nie zostawisz nas w spokoju?
- Nie mogę – powiedział. – Przysiągłem Zeusowi, że cię zabiję, jeśli nie zechcesz mnie poślubić. Bardzo chciał naszego ślubu.
Rzucił się na nas. Nie do sięgnął celu, bo odrzucił go do tyłu strumień wody.
Odwróciliśmy się. Za nami stała Lissa.
- Mam dosyć tego skurczybyka – mruknęła.
- Ty też? – zapytałam zaskoczona. Poszperałam w swoich wspomnieniach, ale nie znalazłam jej nigdzie.
- Pewnie – odparła. – Jestem Marissa, bogini wszystkich wód – powiedziała z naciskiem na „wszystkich”. – Jestem jakieś milion razy silniejsza niż Posejdon i moi rodzice.
Kolejny strumień uderzył Erosa w pierś.
- Lepiej uciekaj! – krzyknął Ater. – Spróbujemy go zatrzymać! Ty masz za mało mocy!
Pocałował mnie krótko, ale namiętnie na pożegnanie i pchnął w kierunku schodów prowadzących na górę.
- Odkąd nie połamał sobie skrzydła boi się wysokości.
Tyle mi starczyło. Wbiegłam na schody, a potem weszłam po drabinie na dach. Była wysoko zaczepiona, więc zdziwiłam się, że udało mi się do niej doskoczyć.
Wiatr targał mi włosy. Bałam się o Marissę i Atera. Skoro Zeus chce żeby Eros mnie zabił musi być silny. On na pewno nie wysłałby na walkę słabeusza.
Wierciłam się niespokojnie. Miałam ochotę porysować. Aż ręka mnie swędziała od tej zachcianki. Plecak zostawiłam na dole w szafce. Może uda mi się do niej dotrzeć?
Już miałam zejść na dół, gdy przede mną nagle pojawił się Eros.
Zabolało mnie serce. Co z Marissą i Aterem?
- Witaj, kochanie – powiedział. Zbliżył się do mnie o krok, a ja cofnęłam. Przybliżył się jeszcze. I znowu.
Gdyby mnie nie złapał za ramiona poleciałabym w dół.
- Chcę ci wyrwać serce, a nie zabić tak łatwo. Zanim to zrobię powiedz mi jedno: dlaczego się we mnie nie zakochałaś? Jestem przystojny. Każda dziewczyna o mnie marzy. Dlaczego?
- Bo kocham Atera, nie ciebie – odparłam pewnie.
- Ale dlaczego właśnie jego? Jest chudy i słaby. No, dobra ma ładną buźkę i jest wysoki, ale to wszystko. Dlaczego on?
- Bo jest moim przyjacielem, znamy się na wylot, jesteśmy w sobie zakochani i jest moim narkotykiem doskonałym. Moje życie jest od niego uzależnione. Potrzebuję go, bo go kocham. Jest moim światłem, gwiazdą. Szukałam go przez szesnaście lat aż w końcu odnalazł mnie w zeszłym roku. Daj nam spokój, proszę. – Przy ostatnich słowach głos mi się załamał. Niech to szlag! Nienawidzę płakać.
- Niech ci będzie, choć ten twój opis miłości jest cholernie nudny. Zanim wyrwę ci serce powiedz mi, gdzie schowałaś Kamień Zmarłych. Jeśli nie wydobędę to od ciebie torturami i zabiję Atera oraz Merissę.
Pamiętam ten kamień. Kto go ma może przywoływać, rozmawiać i rządzić zmarłymi. To potężna broń. Zmarli nie mają materialnych ciał, ale wysoko rozwinęli władzę nad umysłami i poruszanie przedmiotami. Kamień ukryłam na dnie Hadesu. Ale nie mogę mu tego powiedzieć.
- Nie powiem ci! – krzyknęłam i szarpnęłam się do tyłu. Zanim spadłam na twardy beton krzyknęłam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Sob 13:38, 06 Sie 2011    Temat postu:

Rozdział siódmy

Juliet

Strzał. Zabiłam kolejnego człowieka. No może nie dosłownie: byłam na strzelnicy w tej głupiej szkole.
- Piękny zabójca – słyszałam za sobą głos chłopaka, któremu się podobałam. Nie odwzajemniałam jego uczuć, ale oboje nie mieliśmy nic przeciwko przyjaźni.
Spojrzałam na siebie. Może i byłam ładna. Długie dogi ubrane w czarne, obcisłe spodnie ze skóry i kozaki do kolan. Czarna bluzka również ze skóry podkreślała moje atuty. Między łydkami, a butami miałam schowane noże, w pochwie przy pasku pistolet, do dekoltu bluzki przyczepiony komunikator, a na łańcuszku na szyi żyletkę. Miałam jeszcze bransoletki z tym ostrzem na obydwóch nadgarstkach. Tak to jest jak chodzi się do szkoły, w której od dziecka uczą na zabójcę.
Spojrzałam na niego. Nie był uczniem tylko bardziej nauczycielem strzelania.
- Jaka misja? – zapytałam.
- Ty i ta twoja intuicja – mruknął. – Jakiś chłopak zabija w tajemniczy sposób ludzi. Masz tutaj mapę z miejscami, gdzie dokonał ostatniego morderstwa. I nie pytaj skąd mamy informacje, że zabija ofiary w dziwny sposób – powiedział szybko, gdy otworzyłam usta. – I tak ci nie powiem. Aha i powodzenia, Sally.
- Idę sama? – zapytałam zaskoczona. Zawsze przydzielano mi partnera.
- Tak – odparł. – Uznaliśmy, że jesteś wystarczająco dobrze wyszkolona.
- A dostanę gnata? Albo, chociaż mini miotacz ognia?
- To jeden facet. Pistolet, i sztylety powinny ci wystarczyć.
- A jeśli nie wystarczy?
Spojrzałam na niego z nadzieją. Westchnął. Mam go.
Wyjął z kieszeni granat. Przypięłam go do paska (do którego było przyczepionych tak wiele amunicji, że jestem zdziwiona iż w ogóle mi się to udało).
- Miotacz ma Lissa. A teraz spierdalaj.
Gdy odwróciłam się klepnął mnie w pupę.

Skradałam się cicho jak duch. Nawet obcasy kozaków nie stukały o beton. Kryłam się w kompletnych ciemnościach. Starałam się nie oddychać. Gdy komunikator przypięty do dekoltu zaczął wibrować aż podskoczyłam.
Wyjęłam go. Dostałam tylko eskę od Mike’a. Tego chłopaka, któremu się podobam.

Jest przy banku. Pospiesz się.

Powstrzymałam się od chęci odpisania mu, że też tam jestem.
Nie mogłam się doczekać. Czułam podniecenie jak zawsze na myśl o zabijaniu. Adrenalina płynęła w moich żyłach. Kochałam to uczucie. Było takie inne od chęci kochania.
Rozejrzałam się dookoła. Ani śladu życia. Poczułam zawód. Mam ochotę skopać męski tyłek.
Stawiałam ciche kroki. Dostrzegłam go. Stał w ciemnej komórce naprzeciwko mnie. To chyba on. Całe szczęście stał tyłem.
Przebiegłam przez ulicę najciszej jak się dało. Niestety jeden z mich obcasów zastukał, a chłopak się odwrócił. Cholera! Wykorzystałam, więc swój dźwięk.
- Cześć – mruknęłam uśmiechając się zalotnie.
- Tak myślałem, że ciebie przyślą – powiedział. – Zrobię to od razu.
Ujął moją rękę i włożył mi na polec pierścionek. Po środku był diament, a po jego bokach szafiry. Srebro było cieniutkie.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Oczywiście, nic nie pamiętasz – mruknął. – Zatrzymaj go. To nie żaden podstęp. Po prostu zwracam ci to co należy do ciebie, Dementio. A teraz o mnie zapomnij. I uważaj na Erosa. A i kocham cię.
- Możesz mi wyjaśnić, o co ci chodzi? – zapytałam zaskoczona.
Jego czarne oczy spojrzały głęboko w moje.
- Nie. Nie mogę. Nie chcę żebyś znowu umarła. Chcę żebyś żyła. Nie musisz wracać ze mną na Olimp. Po prostu żyj i już. Nigdy nie popełnię już tego błędu i powiem ci prawdę. Ale weź to na pamiątkę zanim Eros cię znajdzie.
- Jak masz na imię? – zapytałam.
Jego czarne czy spojrzały na mnie z bólem.
- Nie powinienem ci mówić, ale mam na imię Romeo. Za duże ryzyko. Ale kocham cię, kocham cię, kocham cię. Już nigdy nie umrzesz zbyt wcześnie przeze mnie. Dwa razy wystarczą. To koniec.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Był to długi, namiętny pocałunek, w który włożył całą swoją miłość.
Zanim odszedł wcisnął mi w ręce jakąś książkę o mitologii greckiej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Nie 10:09, 07 Sie 2011    Temat postu:

Rozdział ósmy

Romeo

- Co za debil –mruknął wściekle do samego siebie. Po co ją szukał? Po jasną cholerę? Wyjawił jej zdecydowanie za dużo. Nie powinna wiedzieć tego, kim on jest.
Ale odnalazł ją! Znowu! Chciał z nią być. Chciał zabrać ją na Olimp i spędzić całą wieczność. A nawet dłużej. Czuł, że są sobie przeznaczeni. Gdyby nie ten głupi Eros…
- Gdyby miłość nie mogła być raz szczęśliwa – warknął. W większości filmach i książkach miłość jest nieszczęśliwa, zakazana i tak dalej, ale dlaczego choć raz nie może być spełniona i szczęśliwa? Byliby razem i byłoby dobrze…
- Jesteś naiwny, jeśli w to wierzysz, idioto. – Jego głos był zimny jak lód.
- W co?
To go zaskoczyło. Był tak pogrążony we własnych myślach, że nie usłyszał kroków za sobą. Odwrócił się i zobaczył Sally. Kryła się w ciemności jak cień. Nie powinno jej tutaj być.
- Odejdź, Juliet – powiedział smutno.
- O co ci chodzi? Dajesz mi pierścionek zaręczynowy, mówisz, że mnie kochasz i umarłam dwa razy, a potem odchodzisz. A i jeszcze wzmianka o Erosie, czy jak mu tam.
Chyba musi powiedzieć jej prawdę. Co za debil!!!
- Pozwól mi wejść do swojej głowy. Tak będzie szybciej.
- Nie!
To nie był głos Juliet. To była Marissa. Szła za Dementią. Jej jasne włosy powiewały na wietrze, a niebieskie oczy w kolorze morza ciskały błyskawice.
- Jak długo chcesz ją niszczyć? Już i tak pewnie wie za dużo. Debil. Następnym razem daj mi ten cholerny pierścionek, a ja jej go przekaże jak prezent na walentynki od tajemniczego wielbiciela, którego nigdy nie spotka, dobra? – Bogini wód była wściekła.
- Niech ci będzie – odparł. Ale co z nią teraz zrobimy? Chyba na serio jestem takim idiotą, że powiedziałem jej za dużo.
Liss westchnęła.
- Zdejmij blokadę. Gorzej i tak nie będzie – jej głos był smutny.
- Trzy razy – powiedział. – To będzie trzeci.
- Możecie mi w końcu powiedzieć, o co, do cholery, chodzi? –Juliet była wściekła.
- Musisz mi zaufać, Juliet – powiedział Jack ujmując jej ręce. Odepchnęła go kopnięciem w brzuch.
- Nie! Nigdzie z wami nie idę! – powiedziała i zaczęła uciekać. Gdy zniknęła w mroku rzuciła w nich granatem.
- Nie! – krzyknęła Marissa. Jack wiedział, o co jej chodzi. Jako bogini wody źle znosiła upał i ogień.
Jack szybko jak błyskawica chwycił ją w ramiona i osłonił przed ogniem własnym ciałem. Głowę zakrył kurtką. W ostatniej chwili. Ogień rozprzestrzenił się, a nieprzyjemne gorąco musnęło jego plecy.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Pon 9:56, 08 Sie 2011    Temat postu:

Rozdział dziewiąty

Juliet

Byłam wściekła. Zdradziła mnie! Lissa mnie zdradziła!
- Uważaj, bo urwiesz temu manekinowi łeb! – krzyknął Mike.
A co tam.
Trafiłam manekina w krocze. Manekiny były specjalnie przystosowane do walk. Były jak roboty. Zadawały ciosy, ale i „odczuwały” ból. W sumie były bardzie robotami.
Gdy schylił się obeszłam go i skoczyłam na jego plecy. Założyłam ręce na jego szyi i skręciłam mu kark.
- Daj lepszego – powiedziałam.
- Juliet, do cholery, to był już czwarty! – Mike był wkurzony, ale jednocześnie pod wrażeniem.
- To dawaj piątego! – Mój głos był tak lodowaty, że aż się wzdrygnął. Sama byłam zdziwiona jego mocą.
Posłuchał i zaraz przyniósł następny manekin.
- Brawo, jeśli tego pokonasz – powiedział.
- Agent? – zapytałam zaskoczona. Przyznaję, tą nazwę wzięliśmy z Matrixa. Ale naprawdę trudno było ich pokonać.
- Pewnie – odparł.
- Odpalaj – powiedziałam. Poczułam kop adrenaliny.
Robot od razu się na mnie rzucił. Ledwo udało mi się zrobić unik robiąc gwiazdę w bok. Potem kopnął mnie w udo. Wymierzyłam mu cios w twarz, potem kolejny, ale bez skutku. Unikał je.
Kopnął mnie w plecy. Upadłam na ziemię. Usiadł na mnie i wykręcił rękę. Syknęłam z bólu. Wściekłość buzowała we mnie i działała ku mojemu zaskoczeniu lepiej niż adrenalina.
Byłam bardzo gibka. Zgięłam się prawie, że w pół i złapałam jego szyję nogami ciągnąc do tyłu. Puścił moje ręce jednak zanim zdążyłam coś mu zrobić strącił mnie w bok. Zdążyłam jednak „złamać” mu „nos”
Ledwo wstałam, a już mnie dopadł. Uderzył mnie w twarz. Poczułam, że mój policzek jest mokry. I to nie od łez.
Trafiłam go w podbrzusze. Złapał mnie za nogę i przewrócił. Potem uderzył pięścią w brzuch. Uderzenie było tak silne, że aż zgięłam się w pół. Szybko się pozbierałam i zanim zdążył zmiażdżyć mi twarz przeturlałam się w bok. Próbował uderzyć mnie pięścią, ale blokowałam ciosy i tak ciągle. Póki nie trafił. Wściekła walnęłam go dwa razy w tego głupiego ryja.
Cios w serce pozbawił mnie tchu i upadłam.
Poczułam silną wściekłość. Jednocześnie stwierdziłam, że nie uda mi się go pokonać. Zła wstałam trzymając się za złamane żebro Podeszłam do uśmiechającego się wrednie Mike’a. Wściekłość wzrosła.
Runda druga.
Natarłam na niego. Kopnęłam w brzuch i w twarz tak mocno, że obrócił się wokół własnej osi. I tak kilka razy póki nie kopnął mnie w biodro. Szybko się pozbierałam i zacisnęłam palce na jego krtani. Moje paznokcie wbiły się w żel, który reaguje na ból i w pewnym sensie wyrównuje szanse. Walnęłam nim o ścianę. Złapałam jego rękę i próbowałam przewrócić go sobie przez plecy. Odskoczył i złapał mnie za ramiona. Cisnął mną o ścianę na drugi koniec sali. Manekiny zawsze były silniejsze od nas byśmy mogli pokonać każdego. Gdy walnęłam w ścianę aż uszło mi powietrze z płuc i złamałam chyba ze cztery żebra.
Oddychałam głęboko. Mimo bólu wstałam i oparłam ręce na kolanach. Spojrzałam wściekła jak nigdy dotąd robota.
Runda finałowa.
Transformacja była szybka. Nagle po prostu się wyprostowałam i patrzyłam prosto w gały manekina. Żebra nie bolały, z policzka nie ciekła krew. Nawet ciuchy miałam inne. Czarne lurki i bluzka na guziki z krótkim rękawkiem. Przedtem miałam czerwony dres.
Przejechałam palcem po szyi w geście pod tytułem: „Zabiję cię!”.
Manekin po prostu eksplodował.
Spojrzałam na Mike’a. Wyglądał jakby zemdlał. Wystraszona podbiegłam do niego. Z jednej strony chciałam go zabić. Z drugiej: pomóc. Dominowało to pierwsze, co mnie przestraszyło.
Żył. Zostawiłam go w spokoju. Jeszcze naprawdę zrobię mu krzywdę.
Rozejrzałam się po szkole poszukując kogoś, kto nie zemdlał. Nie udało mi się. Wszyscy byli nie przytomni. I co mam teraz z zrobić?
Zabijać!
Wyszłam na ulicę. Było dość ciepło. Skórzane kozaki ku mojemu zaskoczeniu nie wydawały żadnych odgłosów na chodniku pokrytym wodą. Jakąś godzinę temu padało. Poruszałam się cicho jak duch wiedziony żądzą krwi.
Rozglądałam się wokół. Miałam cel. Mój umysł wyszukał go szybko. Szłam w kierunku mordercy, który miał zamiar zabić z zimną krwią jakąś kobietę.
Wskoczyłam na dach budynku i przebiegłam go poruszając się jak błyskawica. Skoczyłam na kolejny dach i tak kilka razy aż znalazłam się na przedmieściach.
Stanęłam za plecami mężczyzny. Świst, który wydawałam biegając sprawił, że odwrócił się. Zmierzył mnie wzrokiem zatrzymując się na chwilę na piersiach. Uśmiechnęłam się wrednie. Łatwo pójdzie.
- Hej ślicznotko – powiedział facet. Był w średnim wieku. Jego rude włosy siwiały, miał kilka zmarszczek.
- I żegnaj, gnojku – mruknęłam. Weszłam do jego głowy i nacisnęłam przycisk „zabij”. Może nie dosłownie, ale to było coś podobnego do obsługiwania komputera. Klikasz przycisk „wyłącz” i to robi. Może to nienajlepsze porównanie, ale do czego miałam to porównać? Odkurzacza? Pilota i telewizora?
Mężczyzna się opierał. Bez skutku. Już po nim.
Upadł na ziemię. Poczułam rozkosz zabijania. Chcę jeszcze.
Podeszłam do kobiety, która dziękowała mi. Uśmiechnęłam się. Nie wie, co ją czeka.
Weszłam do jej głowy. To, co tam zobaczyłam obudziło mnie z transu. Widziałam ją na ulicy z czwórką dzieci. Najstarsza dziewczyna miała około osiemnastki, a najmłodszy chłopiec to noworodek. Byli jeszcze bliźniaczki w wieku jedenastu lat. Oboje ubrani w podarte i wypłowiałe ciuchy. Byli bezdomnymi, a dzieciaki nie miały nikogo oprócz niej.
Nie wiadomo jakim cudem w mojej ręce pojawiła się torba. Zajrzałam ośrodka. Była pełna sztabek prawdziwego złota!
Podałam torbę kobiecie.
- Kup za to dom, jedzenie i ciuchy dla siebie i dzieci – powiedziałam.
Weszłam w cień.


Ostatnio zmieniony przez Summer dnia Pon 9:58, 08 Sie 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Wto 10:26, 09 Sie 2011    Temat postu:

Rozdział dziesiąty

Romeo

Zdjął palącą się kurtkę. Plecy bolały go, ale wybuch nie wyrządził mu większej krzywdy. Po za podajże poparzonymi plecami. Juliet zrobiła mu i tak coś gorszego: złamała mu serce.
- Nic ci nie jest? – zapytał Marissę. Dziewczyna trzęsła się.
- Nie – powiedziała. – Ale boję się ognia.
- Zawołaj deszcz. Przyda się – zaproponował Jack.
Nie musiał długo czekać. Zimny deszcz oblał mu plecy, co sprawiło mu ulgę.
- Pokaż plecy, Romeo. – Marissa całkowicie wróciła do siebie.
Jack - w tym życiu Dementii, Romeo - zdjął koszulę. Marissa oglądała uważnie jego plecy nie dotykając ich.
- Nie jest źle – powiedziała. – Jest okropnie. Twoja skóra wygląda jakby się stopiła i masz bąble.
Marissa oblała mu plecy wodą, którą wyczarowała. Była zimna jak lód i przynosiła większą ulgę niż deszcz.
- Mogę cię o coś zapytać? – zapytała bogini.
- Właśnie to zrobiłaś, ale proszę.
- Dlaczego zawsze musisz wybierać sobie takie imiona? Znaczy, jak Dementia miała na imię Sally to ty byłeś Jack. Teraz Juliet to ty Romeo. Dlaczego tak robisz?
Romeo uśmiechnął się.
- Żeby było zabawniej. Ciągle ją szukam, więc dlaczego nie umilić sobie czasu?
Ruszyli przed siebie poszukując dziewczyny. Po jakieś godzinie poczuli eksplozję mocy, która zwaliła ich z nóg.
- Co to było, do cholery? – Marissa była zaskoczona.
Wstali. Uderzenie było naprawdę silne jak wybuch bomby.
- Chyba Dementia – powiedział.
Ruszyli przed siebie. Podążali za falą energii. Dotarli do wielkiego budynku, który prawdopodobnie jest szkołą. Dziwną szkołą. W oknach były kraty, a szyby i tak były pewnie kuloodporne. Na dachu były jakieś ogromne komórki dość duże, by mogły uchodzić za sale treningowe lub cele. Na zewnątrz były dwa baseny: jeden z zimną, drugi z gorącą wodą. Były tam też bieżnie, trampoliny, materace i tak dalej. Gdyby nie ślady krwi na niektórych sprzętach wyglądałoby to dość normalnie.
Ater kopniakiem otworzył drzwi. Weszli do środka. Szli korytarzem. Przez moment wydawało mu się, że zobaczył jakiś ruch, ale wszyscy byli nieprzytomni. Uderzenie było naprawdę silne. Tego się nie spodziewał. Uderzenie zwykle nie działało na ludzi, którzy nie mogą wyczuć energii. A oni zemdleli.
Ruszyli kierując się instynktem. Szli na północ. Znaleźli się w sali gimnastycznej, która była wielka i w ogóle, ale były tam stoliki z pistoletami, nożami i tak dalej. Miejscami ściany były poplamione krwią, a tynk odchodził od ścian.
- Miejsce z horroru wzięte – mruknęła Marissa.
Nie znaleźli jej tutaj.
Zmęczeni tym wszystkim poszli McDonalda. Fakt: bogowie jedzą ambrozję, ale ludzkie jedzenie też mogą. Sprawia im to przyjemność.
Marissa zamówiła frytki, sałatkę i colę. Była wegetarianką. Ater nie, więc zamówił sobie kubełek z kawałkami kurczaka, również frytki i shake’a czekoladowego. Choć prawdę mówiąc wolałby pizzę.
- Hej rozchmurz się – powiedziała Marissa widząc jego smutną minę. – Może tym razem przeżyje.
- Nie – powiedział. – Za duże uderzenie mocy. Normalnie Dementia straciłaby przytomność po czymś takim, jeśli sama to zrobiła. Ale jej tam nie było. To musiał być Eros. – Spojrzał na nią z bólem. – Pewnie znowu ją straciłem.
- Nawet, jeśli to prawda to i tak wróci. Zawsze wraca.
- Ale nie będę mógł jej już nigdy zobaczyć.
- Ater, nie możesz jej ciągle niszczyć. Póki cię nie spotyka żyje ludzkim życiem. Jest śmiertelna, rodzi się, dorasta, może wyjść za mąż, mieć dzieci i zestarzeć się. A ty jej to odbierasz.
- Ona nie jest człowiekiem.
Jego słowa dały Marissie do myślenia. Rzeczywiście: Dementia nie była człowiekiem. Była boginią. Ma to zapisane w duszy i nigdy się od tego nie uwolni. Podejrzewała, że teraz, gdy wróciła, odzyskuje swoją moc.
Już miała przyznać mu rację, gdy na ulicy rozległ się dźwięk zderzających się samochodów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Śro 8:58, 10 Sie 2011    Temat postu:

Rozdział jedenasty

Juliet

Weszłam do głowy jakiegoś faceta. Co by z nim zrobić? Wcisnąć w niego tyle wściekłości, że spowoduje wypadek samochodowy? Tak. To jest to.
Zrobiłam to, co planowałam. Bum! Ten facet, którego zaatakowałam mentalnie albo stracił przytomność albo umarł. Za mało zabawy. Rzuciłam w nich granatem, który zabrałam ze szkoły. Wybuch został wzmocniony dzięki benzynie w bakach. Zaśmiałam się.
Jak to się stało? Znowu wpadłam w szał zabijania. Ale dlaczego? Pomogłam tamtej kobiecie, ale gdy odeszłam znowu stało się t o.
Co by tu jeszcze porobić?
Nie zdążyłam się zastanowić. Ktoś złapał mnie za ramiona.
Krzyknęłam.
- Co się z tobą, do cholery, dzieje?
To był Romeo.
Romeo i Juliet.
- Puszczaj! – Próbowałam się wyrwać. Walnęłam go głową w pierś. Bez skutku.
- Uspokój się! Cholera, cieszę się, że żyjesz – Odwrócił mnie twarzą do siebie i przytulił mocno.
W jego ramionach czułam się dziwnie bezpiecznie. Oparłam głowę o jego ramię. Był jakby został dla mnie stworzony.
Nie byłam już zła. Byłam szczęśliwa. To dziwne uczucie, ale przyjemne. Po tylu latach bólu i cierpienia to obce uczucie. Chodziłam do szkoły, gdzie od dziecka szkolili na zabójcę. Nie znałam uczucia bezpieczeństwa, miłości, szczęścia, świata bez bólu. To dla mnie nowość. I jest dość przyjemne.
Wtedy wszystko wróciło.
- Ater – powiedziałam przez łzy. Nienawidzę płakać!
- Dementia? – zapytał zaskoczony. – Pamiętasz?
- Pewnie – odparłam uśmiechając się. Mój uśmiech szybko zgasł. – Słuchaj tu nie jest bezpiecznie. Eros się zbliża. Wyczuwam go.
- Eros już tutaj jest.
Odwróciliśmy się. Eros… Stał za nami.
- Eros, idź do Hadesu do swojej Psyche.
Eros się wściekł. Wiedziałam, że Psyche została zamordowana przez Afrodytę, gdy żona Erosa stała się nieśmiertelna. Między innymi, dlatego ja mam być jego żoną.
Zły rzucił się na mnie. Wyciągnęłam rękę przed siebie. Odskoczył do tyłu. Zrobił wielkie oczy ze zdziwienia.
- Taka moc… - powiedział zaskoczony.
- Eros odejdź. Daj nam spokój. Nic nie przywróci Psyche życia szczególnie moja śmierć. Jak długo będziesz przyczyną mojej śmierci? Zabijasz mnie raz za razem. Zrozum! Ciągle będę się odradzała. Choć tak naprawdę nigdy nie powinnam umrzeć.
Eros spojrzał na mnie z bólem. Szybko się opanował i wściekł.
- Urodziłaś się w dzień, w którym ona umarła.
- Wiem i bardzo mi przykro z tego powodu. Ale nie zmienię przeznaczenia.
- Ona umarła i nie wróciła! Ty ciągle wracasz! – krzyczał Eros.
- Bo Psyche była człowiekiem. Nie powinna stać się nieśmiertelna. Jej przeznaczeniem było życie na ziemi. Zmieniłeś je. Teraz mnie, ale moim przeznaczeniem nie była śmierć. – Nagle coś sobie przypomniałam. – To nie moja matka mnie zabiła. To byłeś ty. Mama walczyła o moje prawa i wygrywała z Zeusem. Mój dziadek nie kazał ci mnie zabić. On mnie bardzo lubił. Cholera, wszyscy mnie lubili. Ty sam sobie zleciłeś moje zabójstwo.
- I zabiłem cię, ale Ater musiał skoczyć do Hadesu i z pomocą Ateny i Temidy uratował cię, a ty zniknęłaś. Powinnaś tam zostać. Twoje przeznaczenie zostało zmienione.
- Bym mogła opiekować się Kamieniem Zmarłych – powiedziałam.
- Gdzie on jest?! – zapytał Eros.
- Nie powiem ci. Wiem, że chcesz przywrócić Psyche do życia, ale musisz pogodzić się z jej śmiercią. Mimo, że jest w Hadesie ona ciągle cię kocha i jest z tobą. – Podeszłam do niego i położyłam rękę na jego sercu. – Tutaj.
Przez chwilę dostrzegłam w jego oczach błysk bólu i akceptacji. Potem złapał mnie za ramiona i znalazłam się w dziwnej celi.
- Radzę ci nie używać magii. Cela odbija ją do ciebie – powiedział Eros.
- Myślałam, że już rozumiesz – powiedziała.
- To, że ona jest ze mną w sercu mi nie wystarcza. Chce ją tutaj.
- Skocz do Hadesu tak jak Ater po mnie – powiedziałam.
- Przywołanie jej Kamieniem Zmarłych jest bezpieczniejsze.
Skuliłam się w kącie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Czw 11:16, 11 Sie 2011    Temat postu:

Rozdział dwunasty

Ater

Zawiódł ją, zawiódł ją, zawiódł ją!
Czemu jej nie zatrzymał?! A teraz ma ją Eros. Musi ją odzyskać. Nawet gdyby ją zabił ona by wróciła. Albo jakby sama to zrobiła. Skoczyła z dachu szkoły, by nie powiedzieć mu gdzie schowała Kamień Zmarłych. Jest odważna jak diabli. Czuł, że może zrobić to znowu. I jeszcze raz. I jeszcze…
I zawsze wróci. Jest niezwykła. Wraca choćby nie wie, co. Teraz też wróci. Co ma zapisane w duszy? Musi być kimś więcej niż boginią. Kimś potężniejszym.
Z rozmyślań wyrwał go głos Marissy.
- Znowu odeszła – powiedziała.
- Tak.
- Powiedz, że kiedyś zostanie z nami – poprosiła.
- Nie będę cię okłamywał: nie wiem. Chciałbym żebyśmy kiedyś byli razem.
Odeszli.
Poszli do hotelu. Jutro pomyślą, co dalej. Teraz i tak nie mogą nic zrobić.
W łóżku obracał w palcach sztylet, który zabrał Dementii, gdy znalazł ją po tym jak spowodowała wypadek samochodowy i odzyskała pamięć.

Śniła mu się Dementia.
Jej jedwabiste, ciemnobrązowe loki, tak ciemne, że czasami wydawały się czarne. Oczy w tym samym kolorze, co włosy. Miękka skóra i usta, które mówiły: „Pocałuj mnie”.
Tęsknił za nią. Znowu ją stracił. To ostatni raz. Już nigdy do niej nie pójdzie, jeśli się odrodzi, choć jego serce woła do niej. Ale jeśli się kogoś kocha pozwala się mu odejść.
A jeśli on cię kocha: wróci.
Ater chciał tylko żeby była szczęśliwa i żyła wieki.
Musi przyznać: boi się jej straty. Czuł, że są sobie przeznaczeni. Przeznaczenie, które nie może się spełnić. Najgorsze, co może być. Bycie z nią na kilka minut, a potem strata jest gorsze niż gdyby umarła raz na zawsze. Wie coś o tym. W końcu stracił ją dwa razy. Za każdym jest to okropne i bolesne.
Ale druga była dziesięć razy gorsza.

Marissa

Była wściekła i smutna.
Dlaczego nie może zostawić jej w spokoju? No dobra, wie że ją kocha, ale jego miłość ją niszczy. Czy on zdaje sobie sprawę, że kiedy Ater i Dementia są blisko siebie są jak kometa, która trafiając w ziemię zabija wszystko, co spotka na swojej drodze? Trudno ją przegapić i nie poczuć fali uderzeniowej, silniejszej niż wybuch mocy bogini zła. To przerażające, a jednocześnie przyciągające. Trudno oprzeć się ich złej energii. To dziwne i Marissa o tym wie. Ale żeby on nie wiedział?
„Będę musiała mu o tym powiedzieć” – pomyślała.
Wtedy da sobie z nią spokój.
Może.

Eros

Był zadowolony. Uwięził ją. Nie dość, że jest uwięziona między życiem a śmiercią to jeszcze w celi. Ma ją.
Poszedł do jej celi.
- Tortura numer jeden czas zacząć – powiedział do Dementii. Strzelił do niej z kuszy strzykawką wypełnioną chili. Wiedział, że to nieprzyjemne, ale nie aż tak jak powinno być według niego.
Dementia krzyknęła.
- Nie przesadzaj – powiedział. Wiedział, że bogini udaje.
Wyjęła strzykawkę i odrzuciła.
- To mają być twoje tortury? W skali od jeden do dziesięciu boli jakieś zero.
- Bo chodziłaś do tej dziwnej szkoły. Uodporniłaś się na ból. – Sięgnął po komunikator. – Wpuścić Habuita.
Zapach był nieprzyjemny. Do celi Dementii przez niewielki otwór - Dementia by się do niego nie zmieściła, bo była za wysoka - weszło obrzydliwe stworzenie. Miało trzy pary ludzkich nóg i jedną parę rąk. Wszystko wychodziło z okrągłego tułowia pokrytego brązową sierścią. Uszy miało też ludzkie, ale dłuższe jaku elfów. Oczy miało jak u pająka: kilka i przerażające. Śmierdziało zgniłymi jajami i śmiercią.
- Przywitaj się z Habitem.
Stwór wyszczerzył ostre jak brzytwa zęby do Dementii. Eros patrzył na tą scenę z niecierpliwieniem.
Runda pierwsza.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Sob 15:55, 13 Sie 2011    Temat postu:

Rozdział trzynasty

Dementia

Runda pierwsza.
Stwór rzucił się na mnie. Kłapał olbrzymimi zębiskami. Milusi to on nie jest.
Pchnął mnie na ścianę. Cela była dość duża, ale i tak doleciałam na drugi koniec. Złamałam dwa żebra po lewej stronie.
Wstałam. Całe szczęście byłam dobra w ignorowaniu bólu. Kopnęłam go w czubek łba. Szkoda, że nie wiem jak się korzysta z moich możliwości. Od razu byłoby po nim.
Próbowałam podciąć mu nogi, ale skoczył na ścianę, potem na sufit i próbował skoczyć mi na place, ale zdążyłam zrobić przewrót w tył. Chciał odgryźć mi rękę, ale kopnęłam go, hm… Brzuch? Niech będzie. Poszybował w górę i walną o wysoki sufit. Nie wiedziałam, że jestem aż tak silna.
Przyczepił się do ściany i szybko jak strzała wskoczył mi na plecy. Jego pazury, które pewnie się łamały jak były za długie wbiły się w moje plecy niszcząc bluzkę i odrywając skórę. Syknęłam i z bólu przewróciłam się.
Runda druga.
Dzięki ci losie, że chodziłam do tej durnej szkoły. Miałam lepszy refleks niż ten stwór i zanim mnie ugryzł zdążyłam odskoczyć. Skoczyłam na jego grzbiet. Cholera, ale cuchnie!
Wydłubałam mu palcami oczy. Były tak obrzydliwe, że o mało, co się nie porzygałam. Z jakiś dziesięciu par udało mi się wyjąć pięć par zanim mnie zrzucił. Nim to zrobił udało mi się ogłuszyć go uderzając jednocześnie w uszy.
Moje szczęście nigdy nie trwa długo. Jego zębiska wbiły się w moje biodro jak w masło. Jęknęłam i zdrową nogę odepchnęłam go od siebie. Krew poplamiła całą podłogę. Miałam nadzieje, że wda się zakażenie.
Wstałam jakimś cudem, choć miałam ochotę po prostu umrzeć. Albo położyć się i zasnąć.
Wskoczyłam mu na plecy. Jakbym ujeżdżała byka, tak się rzucał. W końcu spadłam. Złamałam przy tym nogę. Potem stwór podniósł mnie i cisną o ścianę. Kolejne dwa złamane żebra po lewej. Położyłam się na ziemi. Chciałam zasnąć, ale nie mogłam.
Runda finałowa.
Wstałam opierając się na poranionej (tej niezłamanej) nodze. Wściekłość buzowała we mnie. Nie musiałam długo czekać na przemianę.
Nic mnie nie bolało. Żebra się wzrosły, noga też, skóra na lewej nodze i plecach zagoiła. Wyglądałam tak samo zanim to coś mnie zaatakowało. Jedna nogawka moich nowych spodni była czerwona, druga czarna. Na nogach miałam glany z rozwiązanymi sznurówkami. Czarny top był obszarpany na końcu tak, że widać było czerwony kolczyk w pępku. Na nadgarstkach miałam bransoletki z motywem łańcuchów.
Tak jak przedtem przejechałam palcem po szyi. Ślina płynąca z jadaczki potwora stała się czerwona. Wyobraziłam sobie, że wybucha. I wybuchł.
Fala uderzeniowa była tak silna, że Eros spadł z krzesła. Mi nic nie zrobiła. Może, dlatego, że była wywołana przeze mnie?
- Jesteś silniejsza niż myślałem – powiedział.
Złapałam metalowe pręty. Pociągnęłam do boków. Przejście było na tyle duże, że mogłam przejść bez problemu. Eros gapił się na mnie z niedowierzaniem.
- Jestem z gruntu zła, a żeby robić złe rzeczy trzeba mieć moc i siłę – powiedziałam.
Walnęłam go w pierś.
Wtedy wydarzyło się coś niezwykłego.
- O cholera! – krzyknęłam zaskoczona. Byłam jednym z kolejnych wcieleń Psyche!
- Nie mogę w to uwierzyć – szepnęłam. Jak to możliwe? Nie jestem nią! Psyche była idealna i tak dalej. Ja jestem wredna i zła. To niemożliwe. Ale jeśli jednak wcale go nie kocham! Nie kocham Erosa. Kocham Atera! To w nim jestem zakochana.
- Psyche… - wyszeptał Eros podnosząc rękę do mojej twarzy.
- Nie! – krzyknęłam z mocą. – Nie kocham cię!
- Jesteś Psyche. Ja się w tobie zakochałem, a ty we mnie. Zostałaś stworzona po to by mnie kochać. Tak samo jak ja muszę kochać ciebie.
- Nie jestem całkiem nią – powiedziałam. – Moja dusza jest z nią złączona, ale to ciągle ja, Dementia. Dominuje ta druga część duszy, która nie jest z nią związana. Nigdy nie będę cię kochała.
Chciałam wtulić się w ramiona Atera.
Eros wstał i rozłożył ramiona i złote skrzydła.
- Skoro mnie nie kochasz to mnie zabij.
Wyciągnęłam przed siebie rękę. Chciałam go zabić. Za to, że on mnie zabijał. Ale nie mogłam. Łzy spłynęły mi po policzkach. Jak mogłabym go zabić?
Ukryłam twarz w dłoniach i osunęłam na kolana.
- Widzisz? – zapytał Eros. – Gdybyś mnie nie kochała zabiłabyś mnie.
Skuliłam się w kulkę i zapłakałam. Chciałam żeby Ater przyszedł i przytulił mnie mocno.
I wtedy poczułam wstrząs.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Summer
Czerwona aura (Moderator)



Dołączył: 10 Sie 2010
Posty: 561
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Bydgoszcz

PostWysłany: Nie 9:36, 14 Sie 2011    Temat postu:

Rozdział czternasty

Ater

Obudził się. Nie spał długo, zaledwie piętnaście minut. Coś nie dawało mu spokoju.
Dementia. Czuł ją gdzieś daleko. A może jest bliżej niż się wydaje?
Ubrał się błyskawicznie i przeczesał czarne włosy palcami. Pobiegł dwór. Nie chciał budzić Marissy. Niech się wyśpi. Chociaż ona.
Gdy przeszedł zaledwie dwie przecznice usłyszał kroki.
Zaczął biec. Ktoś go śledzi. A to Eros? Nie mógł wiedzieć, co planuje.
Wpadł na kogoś.
- Au! Uważaj jak łazisz!
- Marissa? – zapytał zaskoczony.
Odgarnęła swoje wspaniałe złote loczki do tyłu i spojrzała spode łba.
- Marissa, Marissa. Kogo się spodziewałeś? Gołego kolesia, który dopiero, co uciekł z psychiatryka czy mohera z parasolką, która zaczęłaby cię gonić po całym mieście?
Zignorował wszystkie słowa po pierwszym zdaniu. Ta bogini była niby dobra, miła i słodka, ale była też mistrzynią irytowania.
- Co tu robisz? – zapytał.
- A ty?
- Pierwszy spytałem.
- I co z tego?
Westchnął.
- Nie mogłem spać, więc poszedłem szukać Dementii. Nie mogę przestać o niej myśleć – powiedział.
- Witaj w klubie.
Szli przez chwilę w ciszy.
- Gdzie możemy ich znaleźć? – zapytał w końcu.
Marissa chwilę milczała.
- Zastanówmy się. Eros nienawidzi ziemi. Woli niebo, bo kocha latać. Musiał ukryć się na jakieś górze czy coś. Albo na dachu budynku…
Spojrzeli na siebie.
- Szkoła! – wykrzyknęli równocześnie.
Musieli być na dachu. Widzieli na nim kilka jakby wielkich komórek. Muszą być w jednym z nich.
Ruszyli biegiem na przód. Myślał tylko o niej. Czuł jej wściekłość. Musiała właśnie walczyć.
Byli już na najwyższym piętrze tej dziwnej szkoły. Nikt się nie obudził. Musieli dostać się jeszcze na dach. Zanim jednak to zrobili upadli na ziemię. Kolejne uderzenie mocy.
- O cholerka – mruknęła Marissa. – Lepiej poczekajmy aż wibracje się uspokoją. Ciągle są silne.
- Przynajmniej wiemy, że na pewno tam są – mrukną i usiadł. Ledwo się utrzymywał, tak mocno drżało.
W końcu mógł ustać na nogach. Od razu dorwał drabinę i wszedł po niej na dach zostawiając Marissę w tyle.
Usłyszał rozmowę w największej z komórek.
- Nie jestem całkiem nią – usłyszał głos Dementii. – Moja dusza jest z nią złączona, ale to ciągle ja, Dementia. Dominuje ta druga część duszy, która nie jest z nią związana. Nigdy nie będę cię kochała.
- Skoro mnie nie kochasz to mnie zabij. – Eros.
Chwila ciszy. Słychać było tylko kobiecy szloch.
- Widzisz? – zapytał Eros. – Gdybyś mnie nie kochała zabiłabyś mnie.
Ater używając mocy otworzył drzwi. Wstrząs był dość silny. Był z siebie zadowolony.
Zobaczył Dementię kulącą się na ziemi przed Erosem.


Ostatnio zmieniony przez Summer dnia Nie 12:04, 12 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Córy Ciemności Strona Główna -> Nasze opowiadania / Summer Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin